Rodzice Szymonka związali swoje życie z narkotykami. Dziecko uratowało Mariettę M. od więzienia. Kobieta była w ciąży i sąd się nad nią zlitował. Za kratki trafił wtedy ojciec dziecka. Oboje usłyszeli wyroki za handel narkotykami.
Ta wpadka niczego nie nauczyła Marietty. Nie czekała, aż jej partner wróci z więzienia, znalazła sobie nowego, który (tak jak poprzednik) był dilerem narkotyków. Przekonał dziewczynę, żeby go przygarnęła. Tomasz M. spędzał całe dnie na piciu i ćpaniu. Pieniądze na to pozyskiwał z handlu narkotykami.
Do tragedii doszło w zeszły poniedziałek. Tomasz spędził weekend na libacjach, a poniedziałek zaczął od zażycia amfetaminy i wypalenia marihuany. Po domu chodził jak nakręcony. Obudził Szymona, który zaczął płakać z głodu. To go jeszcze bardziej rozdrażniło. Podczas gdy Marietta przygotowywała jedzenie, mężczyzna chwycił malucha, zaczął nim potrząsać jak kukłą, a potem rzucił na ziemię. Potem jeszcze kilka razy uderzył leżące Dziecko w główkę i brzuszek.
Matka, która wbiegła do pokoju, mogła tylko patrzeć, jak oprawca stoi nad jej dzieckiem. Kobieta zaczęła przeraźliwie krzyczeć, a sąsiedzi wezwali pogotowie. Szymon trafił na oddział intensywnej terapii. Lekarze nie mieli szans na uratowanie go. Okazało się, że jego wątroba była w strzępach, a bezpośrednią przyczyną śmierci był krwotok wewnętrzny.
Tomasz i Marietta trafili do aresztu. Po złożeniu wyjaśnień, kobietę wypuszczono. Jak poinformował „Fakt", mordercy grozi do dwunastu lat więzienia, za uszkodzenie ciała ze skutkiem śmiertelnym. Mężczyzna był pod wpływem marihuany i amfetaminy. Dziwi tak łagodne potraktowanie przestępcy, szczególnie że bił Szymonka, nawet gdy maluch leżał już bez ruchu na ziemi.