W zeszłym tygodniu trafiłam do szpitala z powodu problemów z jelitami. Położono mnie w sali, gdzie oprócz mnie były 4 inne kobiety. Wszystkie jesteśmy mężatkami i mamy dzieci, więc było wiele wspólnych tematów. Cieszyłam się z ich towarzystwa, dopóki nie wyszło na jaw, że dwie z nich mają regularnych kochanków.
Do jednej z nich przyszedł kiedyś facet. Trzymali się za ręce, całowali, chichotali. Myślałam, że to jej mąż. Kilka godzin później przyszedł jednak do niej drugi mężczyzna i okazało się wtedy, że tamten pierwszy to kochanek. Drugiego faceta już nam przedstawiła, nazwała „mężem”, pytała go o dzieci. Byłam w szoku. To nie moja sprawa, żeby ją pouczać, więc się nie wtrącałam, ale wywarło to na mnie piorunujące wrażenie. Kobieta gra na dwa fronty i nie krępuje się przed innymi pacjentkami.
Zobacz także: Partner mnie porzucił, a dopiero co zaczęliśmy starać się o dziecko
Myślałam, że to odosobniony przypadek, dopóki do drugiej koleżanki też nie przyszło dwóch mężczyzn o dwóch różnych porach. Jeden przedstawił się jako kolega z pracy, ale widać było, że łączy ich coś więcej. W pewnym momencie wyszli nawet razem do łazienki. Okropność.
Zaczęłam o tym rozmawiać z dziewczyną, która miała łóżko najbliżej mojego. Powiedziała, że w szpitalach można się napatrzeć na takie rzeczy. Przytoczyła też przykład faceta z sali obok, którego na przemian odwiedzała żona z córką i kochanka.
Nie jestem naiwna i wiem, że nie wszyscy są wierni, ale zastanawia mnie, po co ludzie tkwią w takich związkach. Jak się coś nie podoba to trzeba odejść i zacząć życie z kimś innym, a nie działać na dwa fronty i krzywdzić rodzinę, bo tak najwygodniej.
Agata