Od września 2022 do programu nauczania szkół ponadpodstawowych trafi Historia i Teraźniejszość, która zastąpi WOS. Wiedzy o społeczeństwie będą uczyć się tylko uczniowie w klasach z rozszerzeniem tego przedmiotu.
W tym momencie jedynym podręcznikiem do HiT, który przeszedł procedurę dopuszczenia do użytku szkolnego, jest ten autorstwa historyka profesora Wojciecha Roszkowskiego. Co ciekawe, jak zauważa spidersweb.pl: - Autor, wspomniany Roszkowski, to - jakżeby inaczej - były europarlamentarzysta z list PiS. Wydawca – „Biały Kruk” - specjalizuje się w książkach o charakterze dewocyjnym i religijnym.
Konkurencyjnym podręcznikiem do HiT jest ten przygotowany przez Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne, jednak wciąż nie uzyskał on ministerialnej akceptacji. Oznacza to, że być może nie zdąży otrzymać jej przed rozpoczęciem roku szkolnego - i w ogóle nie trafi do szkół. A te w zdecydowanej większości wolałyby korzystać z oferty WSiP.
- W 40 z wyszukanych przez nas przypadków zaledwie sześć placówek zdecydowało się na książkę prof. Roszkowskiego. Pozostałe chcą sięgnąć właśnie po konkurencyjny podręcznik – czytamy na onet.pl.
Zobacz także: #PogrzebOświaty. Uczniowie z całej Polski nie chcą nowego ministra edukacji
W podręczniku do Historii i Teraźniejszości autorstwa prof. Roszkowskiego znalazły się między innymi zestawienia feminizmu z nazizmem, oskarżanie Unii Europejskiej o to, że „lansuje ateizm i wciela go w życie nawet metodami urzędniczo-administracyjnymi”, czy porównanie strajków kobiet do neomarksistowskich manifestacji, atakujących ludzi o tradycyjnej moralności i chrześcijańskich poglądach.
Fragmentem, który bulwersuje obecnie szczególnie mocno, jest ten dotyczący metody in-vitro. Ta została określona przez autora jako „produkcja ludzi, hodowla”. Roszkowski pokusił się nawet o zadanie pytania: „Kto będzie kochał wyprodukowane w ten sposób dzieci?”.
Małgorzata Rozenek, która zawdzięcza bycie mamą właśnie te metodzie, postanowiła odpowiedzieć:
Autor podręcznika uderza w nim w dzieci, poczęte w procesie leczenia niepłodności metodą in vitro. Dzieci KOCHANE i długo wyczekiwane przez swoich rodziców.
Co się między innymi dzieje, wg autora? Przede wszystkim to, że lansowany obecnie, inkluzywny model rodziny zakłada przywodzenie na świat dzieci w oderwaniu od naturalnego związku kobiety i mężczyzny, najchętniej w laboratorium, a sferę płodności traktuje się obecnie jako obszar produkcji ludzi, czy jak mówi autor wprost „hodowli”.
W tekście podręcznika autor stawia także pytania zasadnicze: „Kto będzie kochał wyprodukowane w ten sposób dzieci? Państwo, które bierze pod swoje skrzydła tego rodzaju "produkcję"?"
Teraz czas na trochę wiedzy.
Niepłodność jest chorobą cywilizacyjną, która postępuje. Obecnie wg szacunków Polskiego Towarzystwa Medycyny i Rozrodu boryka się z nią niemalże 1,5 miliona par – prognozy są nieubłagane, w kolejnych latach będzie ich jeszcze więcej. To oznacza, że będzie jeszcze więcej realnych ludzi, potrzebujących leczenia za pomocą różnych metod, w tym często najskuteczniejszej metody – in vitro. Ludzie będą potrzebowali leczenia. In vitro jest skutecznym, przebadanym procesem medycznym.
Jeśli człowiek zachoruje na zapalenie płuc, dostaje antybiotyki i w ostateczności udaje się go wyleczyć – czy zadajemy pytanie, kto go będzie teraz, takiego wyleczonego kochał? Najpewniej nie przychodzi nam to do głowy.
Dlaczego więc z taką łatwością zadaje się tego typu pytania w przypadku in vitro, które jest jedną z metod leczenia?
Treść podręcznika, która ma trafić do polskich szkół krzywdzi, powiedzmy to wprost; KRZYWDZI, SZKALUJE, PONIŻA...dzieci, rodziców, ich rodziny i przyjaciół. Przekłamuje rzeczywistość, podając za fakty coś, co nie ma z faktami nic wspólnego. Ma więc do czynienia więcej z niewyszukaną publicystyką, aniżeli treścią do nauczania historii i teraźniejszości.
Nie możemy pozwolić, żeby ta kwestia przeszła bez echa. Więc na pytanie autora „kto będzie kochał te dzieci?” Odpowiadam kurwa, JA!
Podręcznik, mimo że zaakceptowany przez ministra Czarnka, budzi zaniepokojenie historyków.
- Co najważniejsze - to, czy uczniowie będą się faktycznie z niego uczyć, w istocie zależy od nauczycieli. Korzystanie z podręczników nie jest, jak na razie, obowiązkowe - w przeciwieństwie do realizowania podstawy programowej – podsumowuje spidersweb.pl.
Zobacz także: Edukacja seksualna po polsku. Młodzież będzie uczyć się o współżyciu według encyklik Jana Pawła II?
Wyświetl ten post na Instagramie