W poniedziałek 15 marca w sklepach Biedronka pojawiły testy na obecność przeciwciał koronawirusa. Jak można było się spodziewać, produkt wzbudził olbrzymie zainteresowanie i wyprzedał się dosłownie na pniu.
Zobacz również: Test na COVID-19? Już niedługo kupisz go... w Biedronce
Test o nazwie Primacovid szwajcarskiego producenta PRIMA Lab to test wykrywający przeciwciała SARS-CoV-2, informowali przedstawiciele Biedronki. W przekazanym komunikacie prasowym podano, że czas oczekiwania na wynik testu wynosi ok. 10 minut, a jego dokładność wynosi 98,3 proc.
Jednak eksperci mają sporo zarzutów pod adresem tych produktów. Ich zdaniem testy sprzedawane przez Biedronkę “nie dają jego użytkownikom żadnej konkretnej wiedzy na temat zarażenia koronawirusem”.
Test na obecność przeciwciał Covid-19 wykupiony z Biedronki. „Tylko zaspokojona ciekawość” https://t.co/q3vx2uSBeT
— Wirtualnemedia.pl (@wirtualnemedia) March 16, 2021
Do takich informacji dotarł portal wirtualnemedia.pl. Jego dziennikarze poprosili o komentarz ws. testów Primacovid różnych specjalistów. Serwis cytuje m.in. wypowiedź Wojciecha Andrusiewicza, rzecznika ministerstwa zdrowia, który przedstawił poniższe stanowisko resortu:
Zalecam daleko posuniętą ostrożność przy korzystaniu ze wskazanych testów. Pamiętajmy, że testy na przeciwciała dają obraz czy przechorowaliśmy COVID-19, a nie czy chorujemy w danym momencie. Proszę polegać na testach PCR i badać się w punktach, do których skieruje nas lekarz. Myślę, że sieci handlowe też powinny się zastanowić nad konsekwencjami swoich decyzji, które mogą doprowadzić do tego, że ludzie chorzy będą gremialnie udawać się do dyskontu po testy.
W podobnym tonie wypowiadali się eksperci z zakresu medycyny, w tym dr hab. Olga Ciepiela z Zakładu Medycyny Laboratoryjnej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Produkty wprowadzone przez sieci handlowe pod nazwą testów na COVID-19 nie dają jego użytkownikom żadnej konkretnej wiedzy na temat zarażenia koronawirusem. Co więcej, nazwa „test na COVID-19" jest uproszczeniem lub mówiąc bardziej dosadnie - przekłamaniem, które może wprowadzać klientów w błąd.
Dodatni wynik takiego testu świadczy jedynie o tym, że testowana osoba miała kontakt z SARS-CoV-2 i nic więcej. Nie wiadomo w jaki sposób nabyto przeciwciała, czy zostały one wytworzone w trakcie choroby, czy bezobjawowego zakażenia.
Z informacji podawanych przez producenta wynika również, że w teście nie są wykrywane przeciwciała poszczepienne, czyli przeciwko białku S, stąd wniosek, że stosowanie tych testów do oceny czy wytworzyło się odporność po szczepieniu jest bezzasadne.
Fot. Biedronka
Z kolei cytowany przez wirtualnemedia.pl dr Michał Sutkowski, prezes Warszawskich Lekarzy Rodzinnych dodaje, że wiele osób na widok pozytywnego wyniku testu może zrezygnować ze stosowania środków ostrożności.
Preparat oferowany przez Biedronkę zaspokaja jedynie ciekawość osób, które go kupią, ale wyniki otrzymywane przez nabywców testu mogą okazać się bardzo niebezpieczne. Oferowany test wpisuje się w trend samodzielnego diagnozowania się przez pacjentów, czemu od dawna jestem zdecydowanie przeciwny. Efekty tej tendencji widzimy w pandemii nie od dzisiaj i m.in. stąd obecna rosnąca dramatycznie fala zachorowań na COVID-19.
Wiele z takich osób nabędzie przekonania, że są już odporne na zachorowanie na COVID-19 i z pewnością część z nich porzuci środki ostrożności stosowane przez nas wszystkich na co dzień. Tymczasem test nie daje żadnej gwarancji bezpieczeństwa, bowiem do dzisiaj np. nie wiadomo jaki poziom przeciwciał w organizmie człowieka zapewnia mu odporność na chorobę. Prowadzony przez wynik testu Kowalski może więc nie tylko sam narazić się na zagrożenie, ale też wystawić na ryzyko wszystkich dookoła. Dlatego w sumie lepszym scenariuszem jest ujemny wynik testu, bowiem pozostawi on w nas świadomość, że wciąż możemy ulec zarażeniu koronawirusem i zachorować.
Zdaniem ekspertów Biedronka nie zapewniła jasnej komunikacji dotyczącej oferowanych przez siebie testów.
Zapewne z prawnego punktu widzenia wszystko jest w porządku. Jednak moim zdaniem nabywca testu powinien mieć pełną wiedzę na temat tego, co naprawdę oznaczają wyniki samodzielnego badania, a sama porada by skonsultować się z lekarzem to po prostu za mało. Oczekiwałbym w tej sytuacji jakiegoś zdecydowanego ruchu ze strony resortu zdrowia, który np. w formie specjalnej konferencji z udziałem ekspertów uświadomi Polakom, czego mają się spodziewać po zakupionym teście i w jaki sposób postępować w zależności od jego wyników
- komentuje Sutkowski.
Kupiliście testy na obecność przeciwciał COVID-19 w Biedronce?
Zobacz również: Cztery nowe objawy koronawirusa. Do tej pory nikt nie łączył ich z COVID-19