Póki co ciężko oszacować, na jaką skalę pandemia koronawirusa przyczyniła się do upadku restauratorów i prywatnych przedsiębiorców, ale jedno jest pewne - nie wszystkie lokale gastronomiczne przetrwają ten czas, nawet nasze ulubione.
Zobacz również: Policja wtargnęła do lokalu Magdy Gessler. Właściciele i klienci będą mieli kłopoty
Mimo głośnej akcji #otwieraMY nie każdy właściciel restauracji aktywnie bierze udział w sprzeciwianiu się władzy, bowiem zwyczajnie nie stać ich na opłacanie ewentualnych mandatów.
Co to oznacza dla osób zatrudnionych? Kelnerzy wraz z innymi pracownikami gastronomicznymi zaczynają pakować walizki...
Choć o odważnych lokalach, które otwierają się mimo zakazów ze strony rządu, jest bardzo głośno, to jednak znaczna większość barów nie przykłada ręki do obywatelskiego nieposłuszeństwa. Nie tylko ze względu na osobiste poglądy, ale głównie przez to, że zwyczajnie nie są w stanie sobie na to pozwolić.
Kto ucierpiał na lockdownie w pierwszej kolejności? Oczywiście kelnerzy, którzy z dnia na dzień okazali się zbędni w miejscach, gdzie restauracje serwują dania wyłącznie na wynos.
Dla systemu i większości ludzi jesteśmy niewidzialni. Kelner to u nas nie zawód, tylko takie czasowe zajęcie. Proszę sobie przypomnieć – ile razy przed pandemią widział pan w knajpie kelnera albo kelnerkę po pięćdziesiątce? Na Zachodzie tak pracuje mnóstwo osób w sile wieku, sporo starszych
- mówi na łamach portalu money.pl Adam z Krakowa.
Według nieoficjalnych danych w polskiej branży gastronomicznej pracuje około 40 tysiące kelnerek oraz kelnerów, choć spora część z nich na pewno nie posiada nawet umów o pracę.
Całe szczęście, że młode osoby nie mają kłopotów z tym, aby szybko się przekwalifikować.
Większość z nas nie ma wielkich problemów z przebranżowieniem się. Oni poszli do innych branż. Jeden wozi paczki, został kurierem, koleżanka pracuje na stacji benzynowej
- wyjaśnia w rozmowie z money.pl Marcin, który pracuje jako kelner w Warszawie.
Wygląda na to, że najlepszym rozwiązaniem w czasie pandemii jest posiadanie... własnej pizzerii. Te bowiem w dowozie sprawdzają się idealnie.
Bardzo prawdopodobne, że wiele osób po otwarciu lokali nie wróci już do pracy. Kursy kosztują, a właścicieli z pewnością nie będzie stać na taką inwestycję.
Skompletowanie załogi może okazać się wówczas nie lada wyzwaniem...
Zobacz również: Kelnerki czują się niedoceniane. Przez lockdown nie dostają już napiwków