Aresztowanie aktywistki LGBT, Margot, odbiło się szerokim echem w mediach nie tylko polskich, ale także zagranicznych. Piątkowe wydarzenia, które miały miejsce w stolicy, potwierdzają niestety smutną prawdę o tym, że nasz kraj staje się coraz bardziej podzielony. Dlaczego brak tolerancji i zgoda na prześladowanie osób o innej orientacji mogą być zgubne dla nas wszystkich? Oto kilka ważnych słów od Agaty Hajduk na ten temat. Przeczytajcie, warto.
Jest piątek, 7 sierpnia 2020 r. Jest ciepło, świeci słońce, są wakacje – to będzie piękny dzień. Jesteś mieszkańcem miasta stołecznego, obywatelem demokratycznego państwa. Jesteś bezpieczny.
Wyobraź sobie, że dzień spędzasz przed komputerem, pracujesz. Uważasz się za osobę umiarkowanie zaangażowaną politycznie, jednak wraz z najbliższymi postanawiasz wieczorem wyrazić swoje niezadowolenie wobec nieproporcjonalnych środków zapobiegawczych zastosowanych przez policję wobec pewnej kobiety. Widziałaś informacje o nakazie aresztowania na Instagramie, trochę pisały o tym lokalne media – sądzisz, że należy się zaangażować.
Idziecie na protest przekonani o swojej racji, pełni nadziei na to, że wasza obecność coś zmieni. Pojawia się policja i Margot, osoba, której przyszedłeś bronić, próbuje dobrowolnie podejść do funkcjonariuszy. Zostanie aresztowana dopiero gdy przejdzie na Krakowskie Przedmieście i tam wsadzona do nieoznakowanego radiowozu. To dopiero początek. Twoi najbliżsi zostają zatrzymani wraz z gronem kilkudziesięciu osób. Policja używa siły: będzie to później określane jako środki przymusu bezpośredniego. W praktyce przymus bezpośredni okaże się biciem, przewracaniem na ziemię, popychaniem osób młodszych i lżejszych tak, by wpadały na policjantów, krwią, kajdankami. Słyszysz, jak ludzie trafiają do radiowozów, ale nie możesz nikogo dojrzeć. Słyszysz, jak ludzie krzyczą własne nazwiska, żeby przynajmniej było wiadomo, kim są.
Nie wiesz, gdzie jest twoje rodzeństwo, dokąd zabrano twoich przyjaciół. Nie dowiesz się tego przez całą noc. Nie będziesz mogła uzyskać informacji o tym, czy postawiono im zarzuty, nikt do ciebie nie zadzwoni. Twoja rodzina zobaczy w telewizji, jak jeden z policjantów staje komuś nogą na plecach, a ktoś inny wrzuci do sieci zdjęcie, na którym widać czyjąś głowę na ziemi między ciężkimi butami.
Mam 27 lat i jestem młodą, wykształconą kobietą z wielkiego ośrodka. Daje mi to wiele przywilejów, z których części na co dzień zapewne nawet nie zdaję sobie sprawy. Jednym z nich jest moja tożsamość płciowa, która zgadza się z moją płcią biologiczną. Kolejnym – fakt, że moje związki zawsze szły w zgodzie ze społecznymi wyobrażeniami na temat tradycyjnej (heteronormatywnej) polskiej rodziny. Miałam szczęśliwe dzieciństwo: moi rodzice są małżeństwem od ponad 30 lat i zawsze okazywaliśmy sobie nawzajem nie tylko miłość, ale nade wszystko szacunek.
Wychowałam się w mieście wojewódzkim na południu Polski. Miasto to nie jest szczególnie duże, ale i w nim było mi dane nawiązać głębokie przyjaźnie na całe życie. Moi przyjaciele reprezentują wszystkie kolory tęczy – i te kolory pragnę reprezentować i ja.
Nie chcę się wypowiadać w kwestiach, których nie doświadczyłam osobiście: mówić o braku szacunku wobec osób nieheteronormatywnych, którego doświadczają najbliższe mi osoby na każdym kroku, który stawiają w wielu polskich miastach. O tym, że niektórzy z nich być może nigdy nie będą mogli wejść w szczęśliwy związek z drugą osobą, ponieważ ograniczenia społeczne nie pozwalają im na życie w zgodzie z samym sobą nawet w przestrzeni własnego mieszkania. O tym, jak czują się ludzie co i rusz traktowani jak zaraza, wobec których łatwo padają najgorsze oskarżenia.
Mogę się wypowiadać w kwestiach, które dotyczą mnie osobiście. Mogę opowiedzieć o tym, jak to jest obudzić się w sobotę i zamiast nowych raportów zakażeń COVIDem i nieco irytujących zdjęć z wakacji zobaczyć przemoc, lęk i nienawiść wobec osób, z których każda mogła być moją przyjaciółką. Mogę opowiedzieć o narastającej niepewności i o tym, jak się poczułam, wsiadając do samochodu z kierowcą, który przez cały przejazd wyzywał mnie tylko dlatego, że na twarzy miałam tęczową maseczkę. Mogę opowiedzieć o uldze, którą poczułam, kiedy wysiadłam — i o tym, że moim przyjaciołom nie wystarczy schowanie maseczki do torby i udawanie, że nic się nie stało. Ich życie jest trochę trudniej schować do kieszeni. Mogę opowiedzieć o bólu, który sprawia mi patrzenie na furgonetki fundacji, które szerzą wśród mieszkańców Warszawy fałszywe słowa o tym, jak geje czy lesbijki uczą czterolatki masturbacji. Gdybym miała dzieci, powierzyłabym opiekę nad nimi każdemu z moich przyjaciół bez chwili wahania.
Niedawno mieliśmy w Polsce wybory, które nie przyczyniły się do zmiany prezydenta ani nie wpłynęły na zmianę partii rządzącej. Patrzę na działania władzy z rosnącym niepokojem, jak większość moich najbliższych. Nie dziwią mnie protesty przed siedzibą Kampanii Przeciwko Homofobii, nie dziwią mnie manifestacje na Nowym Świecie i na Krakowskim Przedmieściu.
Nie pozwól sobie na komfort myślenia, że to cię nie dotyczy. Że nie jesteś LGBT i na szczęście nie jest LGBT nikt z grona twoich najbliższych.
Na naszych najbliższych z wczoraj to się nie skończy.
Kiedy przyszli po Żydów, nie protestowałem.
Nie byłem przecież Żydem.
Kiedy przyszli po komunistów, nie protestowałem.
Nie byłem przecież komunistą.
Kiedy przyszli po socjaldemokratów, nie protestowałem.
Nie byłem przecież socjaldemokratą.
Kiedy przyszli po związkowców, nie protestowałem.
Nie byłem przecież związkowcem.
Kiedy przyszli po mnie, nikt nie protestował.
Nikogo już nie było.
– Martin Niemöller
Tekst: Agata Hajduk