Często zdarza się, że pasażerowie komunikacji publicznej są skazani na łaskę i niełaskę kierowcy, motorniczego czy kierownika pociągu. Bywa, że biegniemy za autobusem, który właśnie ma ruszyć z przystanku, ale kierowca w ostatniej chwili otworzy nam drzwi. Zdarza się też, że bezceremonialnie zamknie je przed nosem i odjedzie. Czasami między pasażerami a osobami prowadzącymi pojazdy komunikacji miejskiej dochodzi do ostrej wymiany zdań.
Zobacz również: „W autobusie nie chciałam ustąpić miejsca staruszce, bo jestem w 4. miesiącu ciąży. Zostałam zlinczowana!”
Ostatnio bardzo nieprzyjemną sytuację przeżyła jedna z warszawskich pasażerek transportu publicznego. Kobieta wsiadła do autobusu z zamkniętym kubkiem kawy na wynos. Kierowca zwyzywał ją, po czym wyrzucił z pojazdu. Pasażerka opisała całą sprawę w liście do portalu warszawa.wyborcza.pl. Pani Magdalena podbiegła na jeden ze stołecznych przystanków, chcąc złapać podjeżdżający do zatoczki autobusowej pojazd. “Biegnę od czoła, więc kierowca musi mnie widzieć” - wyjaśnia. Jednak gdy dobiegła do autobusu, kierowca zamknął przed nią drzwi. Kobieta nacisnęła guzik otwierający drzwi, ale bez skutku. Już miała zrezygnować, kiedy drzwi pojazdu nagle się otworzyły.
Wchodzę, uśmiecham się do kierowcy w podziękowaniu. Na uszach mam słuchawki, a w ręku zamknięty kubek z kawą na wynos. Widzę, że kierowca coś do mnie macha, wkurzony, jakby zaraz miała mu lecieć piana z ust. Zdejmuję słuchawki i słyszę: “Otworzyłem ci te drzwi tylko po to, żeby ci przekazać, że natychmiast masz w***ć z tego autobusu. Specjalnie je wcześniej zamknąłem. Nie znasz regulaminu? Nie wiesz, że do pojazdu nie można wchodzić z jedzeniem i napojami?”.
Fot. Unsplash
Panią Magdę zamurowało. Zaczęła tłumaczyć kierowcy, że kubek jest zamknięty i że nie będzie z niego pić, a ma do przejechania tylko odległość trzech przystanków, relacjonuje portal warszawa.wyborcza.pl. Ale kierujący pojazdem nie spuszczał z tonu. “Krzyczy na mnie, wymachuje rękami, mówi, że nie pojedzie dalej, póki nie wysiądę, że mam zobaczyć, jaki zakaz wisi na drzwiach” - opowiada pasażerka. W końcu wysiadła.
Wpuścił mnie do autobusu tylko po to, żeby wystawić na publiczne upokorzenie. Żeby na oczach wszystkich pasażerów mnie z niego wyrzucić. Poczułam się potraktowana jak śmieć, jak małolata, na której można się wyżyć
- mówi pani Magda. Po całym zdarzeniu zadzwoniła na infolinię Miejskich Zakładów Autobusowych i złożyła skargę na kierowcę. Udzielono jej informacji, dzięki którym można było zidentyfikować mężczyznę prowadzącego pojazd. Pasażerka wysłała oficjalną skargę na kierowcę autobusu prawie dwa tygodnie temu, ale do tej pory nie otrzymała żadnej odpowiedzi od zakładu MZA.
Na łamach portalu warszawa.wyborcza.pl o sprawie wypowiedział się Tomasz Kunert, rzecznik Zarządu Transportu Miejskiego w Warszawie. Jego zdaniem kierowca miał prawo wyprosić z autobusu pasażerkę, która wsiadła do pojazdu z napojem.
Zgodnie z regulaminem, jeśli kierowca uzna, że taki kubek może wyrządzić szkodę innym pasażerom poprzez zanieczyszczenie lub uszkodzenie ciała lub mienia, zanieczyścić pojazd, może podjąć taką decyzję. Kierowca odpowiada za pasażerów w trakcie jazdy. Gdyby było ostre hamowanie, wydarzył się wypadek, taki napój może się wylać, a jeśli jest gorący, może zrobić komuś krzywdę. Natomiast kierowca nie ma prawa odnosić się do pasażerów w ten sposób.
A wy jak oceniacie zachowanie kierowcy warszawskiego autobusu? Była uzasadniona czy przesadzona?
Zobacz również: Matka z wózkiem i starszy pan-rowerzysta pokłócili się o miejsce w autobusie. Kto ma rację?