Tomek i Basia wpadli sobie w oko podczas imprezy. Mimo początkowego żarliwego uczucia, z czasem coraz częściej się sprzeczali i kłócili. Z relacji znajomych wynika, że 21-letni chłopak bardzo poważnie traktował dziewczynę i uważał ją za swój ideał.
Ojciec Tomka opisał w „Fakcie” ostatni dzień życia swojego syna:
„Tomasz bardzo to przeżywał, ale zamykał się w sobie i nie chciał powiedzieć, o co chodzi. Ja nie dociekałem, bo nie lubię wtrącać się w takie sprawy. W końcu w piątek powiedział nam, że zerwał z Basią. Myślałem, że to tylko chwilowe nieporozumienie, bo widziałem, jak potem pisali do siebie SMS-y. Następnego dnia wieczorem syn wyszedł z domu. Po chwili zadzwoniła do mnie policja z wiadomością, że moje dziecko chce się rzucić z mostu”.
Nieszczęśliwie zakochany chłopak wdrapał się most kolejowy w Rzeszowie. Przeszedł na drugą stronę barierki i wtedy prawdopodobnie zaczęły nim targać wątpliwości. Z telefonu zadzwonił pod alarmowy numer 112. Przez łzy powiedział: "Jestem na moście i chce się zabić". Policja zadziałała bardzo szybko. Na miejsce wysłano kilka radiowozów, karetkę i strażaków. Przyjechał też negocjator.
Tomek zagroził, że w przypadku próby ściągnięcia go, od razu skoczy do rzeki. Poprosił o przywiezienie jego ukochanej Basi. Dziewczynę dowiózł radiowóz na sygnale, a gdy z niego wysiadała, chłopak runął do rzeki z wysokości 10 metrów. Nie wiadomo, czy zrobił to specjalnie, czy może się poślizgnął. Mimo natychmiastowej akcji, nie odnaleziono samobójcy.
Oficjalnie jest uznany za zaginionego. Ojciec Tomka próbuje pogodzić się z okrutną prawdą, choć wciąż płonie w nim płomyk nadziei:
„Nikt nie robi nam nadziei, ale przecież jest ten choć jeden procent szansy. Dopóki nie zobaczę ciała, muszę wierzyć, że syn wróci do domu”.
Przeczytaj też: