46-letnia Jill Hawkins po dziewiętnastu latach rodzenia cudzych dzieci, rezygnuje z dalszego zachodzenia i bycia w ciąży. Ostatnia, chociaż zakończyła się szczęśliwym urodzeniem chłopca, o wdzięcznym imieniu Olivier, zrujnowała jej zdrowie i życie psychiczne.
Na dwa tygodnie przed terminem porodu, kobieta zgłosiła się do lekarza na badania kontrolne. Doktor tak bardzo zmartwił się jej stanem, że postanowił zatrzymać ciężarną w szpitalu. Miała bardzo wysokie ciśnienie, ciągle wymiotowała, a serce dziecka biło za szybko. Podjęto decyzję o podaniu silnych leków, które doprowadziły do urodzenia tego samego dnia.
Kobieta bardzo się przejęła tą sytuacją: „Zazwyczaj po urodzeniu wracałam do domu już w dwie godziny później, a tym razem musiałam nocować w szpitalu. Zdałam sobie sprawę, że w moim wieku powinnam już porzucić karierę surogatki” - mówi z żalem.
Jill Hawkins jest samotną singielką, która od prawie dwudziestu lat rodzi i oddaje. Przeszła poważną depresję kliniczną, ma za sobą próbę samobójczą. Nigdy nie zatrzymała żadnego ze swoich dzieci, ale z każdym ma pamiątkowe zdjęcie - „To smutne, że już nie będę mogła dłużej tak żyć, tylko w ciąży czułam się potrzebna.”
Maja Kostrzewa
Zobacz także:
Wasze Listy: "Straciłam przyjaciółkę, bo pomogłam jej usunąć dziecko"