Jej historia to jednocześnie wyciskacz łez i duża porcja inspiracji. Chodzi o Nathalie Moellhausen, czyli włoską zawodniczkę, reprezentującą na Igrzyskach Olimpijskich Brazylię. 38-latka jest szpadzistką, która 4 dni przez wyjazdem na Olimpiadę w Paryżu usłyszała, że ma raka. Mimo to zdecydowała się wziąć udział w sportowej imprezie, ponieważ od lat było to jej marzeniem. Niestety choroba od początku dała się we znaki, ponieważ podczas walki z Kanadyjką, Ruien Xiao, zasłabła.
Przeczytaj też: Pamiętasz zakonnicę, która wygrała włoską edycję "The Voice"? Dziś jest nie do poznania!
Nathalie Moellhausen dwukrotnie została uznana mistrzynią świata. Start w Igrzyskach Olimpijskich miał być jej kolejnym zrealizowanym marzeniem. Gdy więc parę dni temu usłyszała w szpitalu przerażającą diagnozę, zdecydowała się wypisać na własne życzenie i stanąć na macie w Paryżu. Niestety od początku widać było, że nie czuje się najlepiej. W pewnym momencie kobieta osunęła się na ziemię. Natychmiast udzielano jej pomocy.
Warto zaznaczyć, że pomimo złego samopoczucia, Nathalie nie odpuściła i dokończyła walkę. Co prawda przegrała na macie 11:15, ale dla wielu jest wielką wygraną.
Nigdy w życiu nie doświadczyłam podobnego bólu. Nie czułam mojego ciała. Wiedziałam, że przysługuje mi tylko pięciominutowa przerwa. Dokończenie pojedynku wydawało się niemożliwe – wyjawiła po walce w rozmowie z serwisem Globo.
Po starciu Moellhausen zabrano do szpitala i przeprowadzono operację kręgosłupa. Wiadomo, że sportsmenka zmaga się z nowotworem kości ogonowej. Guz nie jest złośliwy.
Przeczytaj też: Polka schudła 100kg. Teraz opowiedziała o operacjach plastycznych, które przeszła
Wyświetl ten post na Instagramie
Wyświetl ten post na Instagramie