Przez wiele lat jesteśmy od nich całkowicie zależni. Oni wychowują, utrzymują, troszczą się i biorą za nas odpowiedzialność. To naturalna kolej rzeczy, którą przyjdzie nam kiedyś powtórzyć, gdy sami doczekamy się potomstwa. Albo znacznie wcześniej, o czym dotkliwie przekonała się Martyna.
Zobacz również: 7 prawdziwych powodów, dlaczego dorośli Polacy nadal mieszkają z rodzicami
27-latka z niewielkiej miejscowości pod Warszawą ma ambitne plany, jednak na razie musi je odłożyć na bliżej nieokreśloną przyszłość. Przypadkiem stała się jednym z głównych żywicieli rodziny, do której należy ona, jej mama i tata. Nie, jak to zwykle bywa, mąż i potomstwo. Młoda kobieta od dłuższego czasu utrzymuje swoich rodziców i niewiele wskazuje, by sytuacja miała szybko wrócić do normy.
Dlaczego do tego doszło i czym to skutkuje? W szczerej rozmowie zdradza kulisy tej trudnej, choć coraz częściej spotykanej relacji.
Jak opiszesz życie swoich koleżanek?
Na pewno jest mniej skomplikowane, niż moje. Praktycznie każda ma już narzeczonego, planuje ślub albo jest już po. Kupują mieszkania, rodzą dzieci, zmieniają pracę. Naturalna kolej rzeczy. Niby nic takiego, a jednak strasznie im zazdroszczę. Przede wszystkim swobody i tego, że mogą brać odpowiedzialność wyłącznie za swoje decyzje. Moje życie kilka lat temu mocno się skomplikowało, a tak naprawdę nigdy nie było do końca normalne.
Masz 27 lat i pierścionek zaręczynowy na palcu, więc chyba nie jest najgorzej.
To powinien być powód do zadowolenia, a jest źródłem ogromnej frustracji. Znalazłam tego jedynego, jestem w odpowiednim wieku, chciałabym sformalizować związek i pójść dalej, a jednak coś mnie powstrzymuje. Konkretnie ktoś, bo mówię oczywiście o niezbyt zaradnych rodzicach, którym cały czas muszę pomagać. Gdyby nie wsparcie finansowe z mojej strony, to już dawno wszystko by stracili.
Kiedy to się zaczęło?
W naszym domu nigdy się nie przelewało. Rodzice korzystali z różnych form pomocy. Póki mieli dzieci w domu, wtedy dostawali zasiłki i wsparcie. Wychowałam się w skromnych warunkach, ale nigdy nie było tak źle, jak teraz. Ja, moja młodsza siostra i starszy brat wyfrunęliśmy z domu, a oni wcale nie stanęli na nogach.
Zobacz również: Dziewczyny, które nie chcą pracować
Co było główną przyczyną?
Mama trochę zaniemogła, a że praktycznie nie miała stażu pracy, to nie dostała żadnej renty. Wszystko spadło na tatę, który starał się, ale sytuacja wymknęła się spod kontroli. Nabrał pożyczek, a zarabiał tyle, że nawet na miesięczne raty nie starczało. Wtedy musiałam wkroczyć do akcji. Zapomnieć, że to ja jestem córką i potraktować rodziców jak własne dzieci. To się ciągnie już kilka lat. Światełka w tunelu nie widzę.
Wspominałaś o rodzeństwie. Jaka jest ich rola w tej sytuacji?
Co najwyżej obserwatorów. Od młodszej siostry niczego nie wymagam, bo wiem, że nie ma z czego pomóc. Brat od dawna mieszka za granicą, gdzie założył rodzinę. O polskich krewnych przypomina sobie tylko od czasu do czasu. Płacić nie zamierza, bo podobno sam niewiele ma. Na Facebooku widziałam, że niedawno kupili dom pod Londynem, wożą się nowymi samochodami, a dzieci chodzą do prywatnej szkoły. Na rodziców już nie starczy.
Zostałaś z tym sama.
I naprawdę coraz bardziej mnie to frustruje. Chciałabym zacząć żyć po swojemu, a w tej sytuacji nie możemy nawet planować ślubu. Narzeczony sam tego nie sfinansuje. Powstrzymuje mnie też to, żeby nie wchodził na razie do tak problematycznej rodziny. Za bardzo go kocham.
W jaki sposób im pomagasz?
Większości moich rówieśników od czasu do czasu odwiedza swoich rodziców i na tym zaangażowanie się kończy. Ja pracuję w dwóch miejscach, żeby co miesiąc oddalić od nich wizję komornika, głodu, eksmisji. Spłacam długi, reguluję rachunki i robię zakupy. A proszę uwierzyć, że budżet mam naprawdę skromny i na mnie też musi starczyć. Już zapomniałam, jak to jest żyć bez cudzych problemów na głowie. Ostatnio usłyszałam, że to jest mój krzyż, który mam dźwigać. Tylko jak długo jeszcze?
Zastanawiałaś się nad tym?
Problem polega na tym, że boję się myśleć. Nie wiem, co miałoby się stać, żeby nagle stanęli na nogi. Mama choruje i dostaje jakieś grosze z opieki społecznej. Tata niby może pracować, ale przynosi do domu ochłapy. Długi rosną, a ja nie jestem coraz młodsza. Prawdopodobnie skończy się to tak, że wreszcie nie wytrzymam, wezmę ten ślub i zamieszkamy wszyscy razem. Żeby było taniej.
Masz do kogoś żal?
Czasami do rodziców, bo jednak doprowadzili do takiej sytuacji. A czasami do siebie, że nie umiałam powiedzieć stop w odpowiednim momencie. Trochę ich od siebie uzależniłam. Z drugiej jednak strony - trzeba być człowiekiem bez serca, żeby pozostawić własnych rodziców na pastwę losu. Łatwo się mówi: zostaw ich, to nie twoja sprawa. Ja chcę wierzyć, że gdyby sytuacja była odwrotna, wtedy to oni okazaliby mi wsparcie.
Zobacz również: LIST: „Wypłacam dorosłym dzieciom kieszonkowe. Beze mnie sobie nie radzą”