Takiej tragedii nikt w rodzinie 17-letniej Charlotte Porter się nie spodziewał. Dziewczyna była wesołą, pełną życia i, jak się wydawało, zdrową nastolatką. Mimo to zmarła 29 marca. Jak do tego doszło?
Najpierw Charlotte podczas przerwy lekcyjnej wysłała swojej mamie sms, że czuje ból promieniujący od bioder po kostki. Narzekała też, że puchną jej nogi. Matka dziewczyny natychmiast przyjechała do szkoły i zawiozła córkę do szpitala w Maidstone. Tam zrobiono Charlotte szereg badań i pobrano do analizy krew.
Dziewczyna przez cały ten czas śmiała się i żartowała, niestety po kilkunastu minutach nagle straciła przytomność. Lekarze robili wszystko, co w ich mocy przez około 2 godziny, jednak nie udało się jej uratować. Badania wykazały, że nastolatka najprawdopodobniej miała niezdiagnozowaną zakrzepicę żył głębokich, kiedy dwa tygodnie przed śmiercią udała się do swojego internisty po Dianette – lek na wypryski i środek antykoncepcyjny w jednym. A, jak wiadomo, stosowanie każdego złożonego doustnego środka antykoncepcyjnego niesie ze sobą zwiększone ryzyko choroby zakrzepowo-zatorowej.
– Takie przypadki zdarzają się raz na milion. Co innego, gdyby Charlotte miała 70 lat, a nie 17… - mówi pani Porter i dodaje: - Śmierć dziecka zawsze jest dla rodzica wielką tragedią. Dla mnie zawalił się cały świat.
Maja Zielińska
Zobacz także:
14-latki z Krakowa wypiły alkohol z rozpuszczalnikiem! CO IM ODBIŁO?
Jedna z gimnazjalistek jest w śpiączce. Czy lekarze zdołają ją uratować?
Pijana matka podała 5-latkowi antydepresanty! PRAWIE GO ZABIŁA!
Chłopiec i jego młodsza siostra byli świadkami libacji, jaką w domu urządzili rodzice. Tylko cud sprawił, że nie doszło do tragedii…