Witajcie kochane Papilotki. Chciałbym opowiedzieć wam moją historię.
Na początku roku szkolnego spodobał mi się nauczyciel. Z początku myślałam, że to tylko zuroczenie albo przejściowe zainteresowanie. Po pewnym czasie zrozumiałam, że to jednak zakochanie... Od tego czasu, za wszelką cenę, próbuję się do niego zbliżyć. Chodzę do niego na zajęcia dodatakowe z koleżanką, staram się, aby on nie myślał o tym, że jstem młodsza od niego (9 lat), chociaż tego nie da się ukryć, ale dla mnie wiek to tylko cyfry.
Zdaję mi się, że on coś podejrzewa, ale nie wiem jak to sprawdzić, bo może się przestarszyć, więc na razie, wolę nie ryzykować. Kiedy miałam urodziny złożył mi życzenia, ja mu również, pożycza mi książki, ale ja coraz częściej pragnę, aby się do niego przytulić. Koleżanki różnie o tym mówią: jedne uważają. że jestem głupia i dziecinna... Tak wcale nie jest, przecież ja nie mam zbyt dużego wpływu na to, w kim się zakocham! Inne z kolei uważają, że przez to stałam się lepszą osobą - bardziej odważną, pewną siebie i częściej się uśmiecham!
Gdy widzę go na szkolnym korytarzu, a on na mnie spojrzy, to serce mi staje... To jest takie cudowne uczucie, którego jeszce nie przeżywałam, a podobało mi się wielu chłopaków - nie wiem jak wytrzymam 2 miesiące bez niego, to do mnie nie dociera.
Proszę was o radę, na pewno któraś z was przeżywała coś podobnego. Doradźcie, co mam robić czy do niego iść czy nie ;-)