Drogie Czytelniczki,
Mam problem i potrzebuję opinii kogoś z zewnątrz. Koleżanek czy rodziny nie chcę się radzić, bo wiem co powiedzą. Sprawa dotyczy mojego chłopaka, za którym ani moi bliscy, ani moi znajomi nie przepadają. Każdy uważa go za darmozjada, nieroba, lenia. A ja (pewnie uznacie, że jestem głupia i naiwna) wiem, że on chce się zmienić, ale nie ma na to warunków. Oczywiście, jak zawsze w tym świecie, chodzi o pieniądze.
Jacek jest w życiu bardzo samotny. Kiedy był nastolatkiem, w wypadku samochodowym zginęli jego rodzice. Jego wychowywali od tego czasu dziadkowie, ale wiadomo – starsi ludzie nie byli w stanie zająć się jak należy zbuntowanym chłopakiem, przeżywającym osobistą tragedię. Tym sposobem Jacek zaniedbał szkołę (mimo, że jest naprawdę bardzo zdolny!) i nie poszedł na żadne studia.
Ja jestem dokładnie w jego wieku, znamy się od lat. Mimo, że chodziliśmy do tego samego liceum, zaczęliśmy się ze sobą spotykać dopiero dwa lata temu, kiedy ja przyjeżdżałam do rodzinnego miasta w weekendy. Teraz robię ostatni rok studiów i myślę o powrocie do domu, znalezieniu tam pracy i związaniu się na poważnie z Jackiem. Jedynym problemem jest to, że on nie ma się czym zająć…
Pracował tu i ówdzie, ale wiadomo jak to jest – niepewne stanowiska, słowne umowy, kiepskie wynagrodzenie. Nie udało mi się wyprowadzić od dziadków, a oni… Wiadomo, coraz starsi i coraz słabsi, za chwilę nie będą w stanie wspierać finansowo Jacka, bo swoje nędzne emerytury będą wydawać na leki.
Jacek zaczął ostatnio przebąkiwać, że może zacząłby jeździć na taksówce. U nas w mieście to raczej towar deficytowy, więc na pewno zacząłby zarabiać, szczególnie jeżdżąc w nocy. Ale dla niego to nie problem, i tak ma dobę przestawioną – po nocach siedzi przy komputerze, a w ciągu dnia śpi do 18…
Problem – brak samochodu. Żeby zacząć, musi mieć czym jeździć. Ale on nie ma za co kupić tego samochodu oraz nikt mu nie da kredytu. Zresztą nie daj Boże wziąłby ten kredyt, potem by nie zarabiał na raty i wpadłby w kredytową pętlę. I tutaj, wydaje mi się, jest miejsce do popisu dla mnie. Ja mam na koncie zaoszczędzone 20 tysięcy. Część z nich to oszczędności z kieszonkowego od rodziców składane przez całe studia, część to stypendium naukowe, część to kasa którą zarobiłam dorywczo zajmując się dziećmi czy udzielając korepetycji.
Owszem, odłożenie tych pieniędzy kosztowało mnie wiele wyrzeczeń, chciałam po zakończeniu studiów kupić sobie za nie coś fajnego, wyjechać na super wakacje itp., ale potrzeba bliskiej osoby jest chyba ważniejsza? Wiadomo, wolałabym wykorzystać je na siebie, ale…
Liczę się z tym, że być może nigdy nie odzyskałabym ich z powrotem, ale… Chyba po prostu chcę mu pomóc. Czy to źle?
Marika
Jeśli potrzebujesz porady innych Czytelniczek, wyślij swój list na adres redakcja(at)papilot.pl.
Zobacz także: