Droga Redakcjo,
Piszę do Was dzisiaj nie jako Czytelniczka ulubionego portalu mojej córki, ale jako matka potrzebująca pomocy i wsparcia. Często z Asią wspólnie czytałyśmy jakieś listy, artykuły, komentowałyśmy problemy, czasem nawet dziwiłyśmy się, że kobiety w chwilach załamania nie radzą się najbliższych, tylko tutaj opisują swoje dylematy. Ja jednak teraz je rozumiem, bo sama stanęłam przed trudnym wyborem i wiem jak niełatwo podjąć decyzję.
Dwa miesiące temu, gdy szykowaliśmy się z mężem akurat do spania, do naszych drzwi zadzwonił domofon. Na progu stało dwóch policjantów z przerażonymi minami. Okazało się, że Asia, nasza ukochana córka i jej chłopak mieli wypadek na motorze. Wpadli na drzewo, Arek zginął na miejscu, Asia leżała w stanie krytycznym na intensywnej terapii. Zalani łzami udaliśmy się do szpitala, gdzie usłyszeliśmy, że córce amputowano prawą nogę. Moja córcia, jedyne dziecko leżało nieprzytomne na sali pełnej dziwnej aparatury, a ja nie mogłam jej pomóc. W dodatku miała zostać kaleką do końca życia – co gorszego mogło się wydarzyć?
Przez dwa dni wypłakiwałam w poduszkę łzy, aż zdałam sobie sprawę, że mogłam ją zupełnie stracić, tak jak rodzice Arka stracili syna. Gdy spotkałam się z jego matką, myślałam, że ona oszaleje z rozpaczy. Ale powiedziała mi wtedy, że muszę zrobić wszystko, aby odratować Asię. Obiecałam zrobić to dla ich syna, który świata poza moją córcią nie widział.
Oni mieli plany, marzenia, mieli się żenić dokładnie 18 września. Młodzi, ambitni, mieli nadzieje na dużą gromadkę dzieci. Myślałam, że za rok będę bawić wnuki, a spotkała nas taka tragedia. Nie potrafię opanować łez, gdy o tym wszystkim myślę.
Od wypadku moje życie zaczęło się kręcić tylko wokół szpitala. Wzięłam urlop w pracy, na nocki zmienia mnie mąż, staramy się, aby zawsze ktoś był przy Joasi. Jeszcze tydzień temu trzymała nas ogromna niepewność, ale w piątek Aśka obudziła się z prawie dwumiesięcznej śpiączki, w momencie, gdy nawet lekarze przestali mieć nadzieję! To był prawdziwy cud.
Córcia czuje się coraz lepiej, powoli odzyskuje siły, choć oczywiście nadal jest tak słaba, że serce mi się kraja. Oczywiście, gdy otworzyła oczy, skakałam ze szczęścia, ale wtedy nadeszła chwila, którą wyobrażałam sobie nieskończenie wiele razy. Musiałam jej powiedzieć o utracie nogi i… Arku… Wcześniej powiedzieliśmy jej, tuż po obudzeniu, gdy zapytała o narzeczonego, że Arek leży w śpiączce w innym szpitalu, bo jest silnie poparzony. Nie wiedziałam, jak jej powiedzieć prawdę, wolałam się jeszcze wtedy asekurować.
O amputacji powiedzieliśmy jej z mężem razem i razem staraliśmy się zachować kamienną twarz. Gdy Asia dowiedziała się o swoim kalectwie, myślałam, że serce mi pęknie. Płakała, powiedziała, żebyśmy wyszli, bo zawalił się jej cały świat. Wrzeszczała, że chce jechać do Arka, chociaż dotknąć jego ręki i że jeśli nie pozwolimy jej na to, on się zabije… Już wtedy zaczęłam żałować kłamstwa…
Dzisiaj, kilka dni po tych wydarzeniach, Asia prawie nic nie je, ciągle płacze, ma głęboką depresję, leży tylko i patrzy w sufit. W jednej chwili mojej ślicznej Joasi zawalił się cały świat i nigdy nie da się go odbudować. Chcę jej jednak pomóc wrócić do normalnego życia i umożliwić jej w miarę normalne funkcjonowanie.
Wiem, że prawda o Arku będzie dla niej ciosem i prędzej czy później będzie musiała się dowiedzieć, ale może poczekać z tym jak chociaż trochę odzyska równowagę? Boję się, że jak jej teraz powiem, wydarzy się coś naprawdę złego. Ona chyba jeszcze nie jest na siłach, aby dowiedzieć się tej okropności!
Drogie Czytelniczki, co robić? Teraz powiedzieć córce o śmieci narzeczonego, czy za kilka miesięcy, kiedy zgodzi się na rehabilitację (teraz jej odmawia, nawet jeśli rozmawiamy o przyszłości)? Czy najokrutniejsza prawda naprawdę jest gorsza od kłamstwa? Boję się, że ta tragiczna informacja może ją zabić…
Elżbieta.
Na Wasze listy czekamy pod adresem redakcja(at)papilot.pl
Kolejny list już za tydzień, we wtorek! Zajrzyj do nas koniecznie!
Zobacz także:
Wasze listy: Jestem zbyt idealna, faceci się mnie boją
Marlena zastanawia się, czy jej nieprzeciętna uroda i błyskotliwość odstraszają od niej mężczyzn.
Wasze listy: Starzeję się i żałują zmarnowanej młodości!
Maryla ma 56 lat i poczucie, że nic jej już w życiu nie czeka.