Dzieciństwo kojarzy mi się z jedną wielką kłótnią. Mam wrażenie, że rodzice nie potrafili żyć ani ze sobą, ani bez siebie. Były awantury, trzaskanie drzwiami, czasem latały talerze, a potem kilka dni spokoju i tak w kółko. Gdybym nie poszła na terapię, pewnie myślałabym, że tak powinien wyglądać normalny związek. Na szczęście w porę za namową przyjaciółki trafiłam do dobrego psychologa. Przerobiłam traumy z dzieciństwa, zrozumiałam mechanizmy działania moich rodziców i to, jak destrukcyjny miały na mnie wpływ. Tego samego niestety nie zrobiła jednak moja siostra.
Jest między nami pięć lat różnicy. Ona jest starsza. Nie zliczę, ile razy namawiałam ją na terapię, ale mam wrażenie, że jako ta młodsza nigdy nie będę dla niej autorytetem czy kimś, z kogo warto brać przykład. Odbija się to oczywiście na jej związkach, a co kolejny partner to bardziej toksyczny.
Zobacz także: LIST: „Mój partner ma niezdrową relację z siostrą”
Ona nie umie i nie chce być w normalnej, zdrowej relacji. Pół roku temu w takiej była, facet był naprawdę wartościowy, dobry. Ale dla niej przez to nudny. Ona lubi, jak się dzieje, bo taki wzorzec przekazali jej mama i tata. Muszą być zdrady, awantury. Mówienie sobie najgorszych rzeczy, a potem wracanie do siebie. Tyle razy już ją pocieszałam, jak się okazywało, że kolejny partner ją okłamał, przespał się z kimś, a nawet okradł. Potem i tak do niego wracała. Nie mam już na to siły.
Najgorsze jest to, że siostra uważa naszych rodziców za wzór kochającej się rodziny. Ja nazywam to inaczej. Dla mnie to emocjonalna patologia. Ograniczyłam kontakt z mamą i tatą do minimum, nie chcę być z nimi blisko, bo czuję, że mi to nie służy. Siostra woli jednak udawać, że dorastała we wspaniałej atmosferze i chyba wyparła z pamięci to, ile razy musiałyśmy sprzątać dom po rodzinnej awanturze.
Kocham siostrę, bo przechodziłyśmy przez to piekło w dzieciństwie razem. Chciałabym jej pomóc, uratować ją. Na siłę nikogo jednak nie da się zaciągnąć na terapię. Nie wiem, co musi się stać, żeby otworzyła oczy.
Gosia