Ostatnio zaczęłam się zastanawiać, kiedy ostatni raz powiedziałam jakiemuś mężczyźnie, że go kocham i kiedy sama to usłyszałam. Dokładnie 6,5 roku temu. Wtedy ostatni raz byłam w związku. Z człowiekiem, który miał być przy mnie na zawsze. Wyszło inaczej. Byliśmy razem przez 5 lat i mogłabym sobie uciąć rękę, że założymy rodzinę. Rozstanie było dla mnie szokiem i chyba sporą traumą, bo przez kolejne dwa lata nawet nie byłam w stanie myśleć o randkach.
Potem, jak już byłam skłonna się otworzyć, przyszła pandemia. Z jednej strony byłam przyzwyczajona do samotności, z drugiej dawała mi się już mocno we znaki. Źle znosiłam to psychicznie. Czułam, jakby czas przelatywał mi przez palce. Miałam poczucie, jakbym traciła szansę na poznanie kogoś wartościowego.
Zobacz także: LIST: „Mąż chce rozwodu. Nasze dziecko nie ma nawet 6 miesięcy”
Potem stopniowo wszystko zaczynało wracać do normy, ludzie znów zaczynali wychodzić, spotykać się. Zainstalowałam aplikację randkową i nadeszło kolejne rozczarowanie. Wydawało mi się, że poznanie kogoś wartościowego będzie łatwiejsze. Byłam szczera, od początku mówiłam, że szukam kogoś na stałe, a nie na chwilę, czy na jedną noc. Mimo to na spotkania przychodzili faceci, którzy nie mieli szczerych zamiarów. Niektórzy w stałych związkach.
Kilkanaście nieudanych randek skutecznie zniechęciło mnie do korzystania z aplikacji. Teraz już naprawdę nie wiem, czy kiedykolwiek przestanę być singielką. Jestem nią już ponad 6 lat i chyba powoli godzę się z tym, że taki los jest mi po prostu pisany. Wiem, że sporo osób powie: wychodź, spotykaj się z ludźmi, ale ja to robię. Chodzę na różne dodatkowe zajęcia, spotykam się z przyjaciółmi w pubach i klubach, zapisałam się na siłownię. I wciąż nic, a uwierzcie, że nie jestem ani zdesperowana, ani niedostępna. Zachowuję się normalnie, tylko po 35. roku życia naprawdę są marne szanse na poznanie osoby, która jest wolna i chętna na stworzenie stabilnego związku.
Magda