Muszę się komuś wyżalić, ale łatwiej mi będzie anonimowo. Od dawna nie kocham swojego męża. Żyjemy pod jednym dachem, wychowujemy dzieci, spłacamy kredyt. Poza tym nic nas już nie łączy. Nie sypiamy ze sobą od dwóch lat.
Trudno mi przywołać w pamięci pierwszy moment, kiedy zaczęło się psuć. Po prostu z dnia na dzień stawaliśmy się dla siebie coraz bardziej obojętni. My się nawet nie kłócimy. Po prostu żyjemy obok siebie. Jesteśmy razem tylko ze względu na dzieci. Nie chcemy, żeby wychowywały się w rozbitej rodzinie. Są dla nas najważniejsze.
Zobacz także: Czy zerwać kontakt z mamą?
Nie wiem, czy mój mąż ma kogoś na boku. Nic na to nie wskazuje. Po pracy wraca do domu o normalnej porze, w weekendy wychodzi bardzo rzadko. Ja mam więcej aktywności, bo inaczej bym zwariowała. Zapisałam się na kurs językowy, chodzę też na jogę. Nie zdradzam go, ale brakuje mi motylków w brzuchu i tego uczucia zakochania w kimś. Czuję, że tracę teraz najlepsze lata mojego życia.
Czasem patrzę na męża i czuję, że to dla mnie obcy człowiek. Współlokator, z którym mam dzieci. Nie czuję na niego złości czy żalu i chyba ta obojętność w tym wszystkim jest najgorsza. Każde z nas żyje samo sobie. Rozmawiamy o dzieciach i rachunkach i to by było na tyle. Wiem, przykre.
A.