Nie mam z kim porozmawiać o tym, co przez ostatnie dwa lata dzieje się w moim związku. Wyprowadziliśmy się z rodzinnego miasta na zachód Polski, bo partner dostał tam dobrą pracę. Nie mam tutaj żadnych przyjaciół, znajomych, czy rodziny. Bliskich widuję rzadko, bo nikomu nie chce się do mnie przyjechać, a ja ze względu na swoją pracę wiele weekendów mam zajętych.
Dla partnera poświęciłam praktycznie wszystko. Zrezygnowałam z wynajmu mieszkania, pracy, przyjaciół, rodziny i wyjechałam razem z nim, bo byłam zaślepiona miłością. Zresztą on oczekiwał, że przeniosę się razem z nim. Związek na odległość nie wchodził w grę dla żadnego z nas.
Zobacz także: Mój związek rozpadł się po 12 latach
Wszyscy myślą, że jesteśmy idealną parą. To w dużej mierze moja wina, bo w social mediach pokazuję tylko te dobre chwile. Jak gdzieś razem jesteśmy, jak robimy coś do jedzenia, i tak dalej. Prawda jest zupełnie inna. Praktycznie ciągle jestem sama, bo on pracuje w innych godzinach niż ja i mało się widujemy. Ciągle twierdzi, że za mało się staram. Powinnam lepiej sprzątać, lepiej gotować, bardziej starać się w łóżku. Wypomina mi wszystko. Mam czasem wrażenie, że celowo doprowadza mnie do płaczu.
Czuję się nieszczęśliwa, a jednocześnie bywają jeszcze między nami dobre chwile, przez które wciąż nie umiem tego zakończyć. Nie mam też żadnych oszczędności, bo sporo pochłania wynajem i codzienne życie, więc nie wiem, jak miałabym znów wrócić do swojego miasta. 35-latka bez pieniędzy, faceta, mieszkania. Wstyd mi i czuję się jak w potrzasku.
Nikt nie wie, co dzieje się w naszym domu, a ja nie umiem przyznać bliskim, że się nam nie układa i że jestem nieszczęśliwa. Nie umiem znaleźć w sobie motywacji, żeby spróbować cokolwiek zmienić. Tkwię w tym wszystkim bez żadnego sensu.
Marlena