Przed porodem wszyscy zapewniali mnie, że wychowywanie dziecka to cudowne przeżycie. Straszyli porodem, ale potem miało być już „z górki”. Poród faktycznie był ciężki, ale tak sobie myślę, że po urodzeniu Zosi jest jeszcze gorzej. Z niczym nie daję sobie rady, przerosło mnie to.
Nikt mnie nie ostrzegł, że karmienie dziecka piersią w pierwszych tygodniach jest takie trudne. Mała chciała jeść dosłownie co chwilę. Przez półtora tygodnia chodziłam jak zombie, spałam może trzy godziny na dobę. Płakałam, mała płakała ze mną. Obie byłyśmy zdenerwowane i wykończone. Nie miałam czasu dosłownie na nic. Umyć się, zjeść, odpocząć. Ona ciągle przy cycu. W końcu zaczęłam się bać, że zasłabnę.
Zobacz także: LIST: „Jestem w ciąży, a partner zachowuje się jak singiel”
W reklamach też wyglądało to inaczej. Spokojny bobas, uśmiechnięta mama. Wszędzie czysto, żadnych worów pod oczami. No nie. Tak to nie wygląda w prawdziwym życiu i to okropne, że wciąż karmi się kobiety takimi bajkami. U mnie nie było magicznie.
Wspólnie z mężem podjęliśmy decyzję o przejściu Zosi na mleko modyfikowane. Od razu poczułam ulgę, bo mogliśmy ją karmić na zmianę. On też mógł do niej wstawać w nocy.
Nie czuję się przez to gorszą matką. Pomyślałam o sobie i nic w tym złego. Przyjaciółka oczywiście uważa, że popełniłam błąd, bo karmienie piersią jest dla malucha ważne i zbliża do siebie mamę i dziecko. Głupie gadanie. Jednym mamom idzie to lepiej, innym gorzej. U mnie się to nie sprawdziło, nie poczułam tego, a wręcz znienawidziłam i nie będę za to przepraszać. I wkurza mnie, że kobieta kobietę poucza i nie wspiera.
Gdybym miała podjąć tę decyzję jeszcze raz, zrobiłabym dokładnie tak samo!
K.