Od czterech lat żyję w związku, który przynosi mi znacznie więcej cierpienia niż radości. Mój partner ma narcystyczne skłonności. Liczy się tylko on i jego potrzeby. Na każdym kroku mną manipuluje, lubi mnie upokarzać. Często mówi, że bez niego jestem niczym, zwykłym zerem. Mimo to nie odchodzę, chociaż od dawna o tym myślę. Jestem od niego psychicznie uzależniona. Po gorszych momentach zawsze przychodzą te piękne, pełne czułości, a ja łudzę się, że tak będzie już zawsze. Wpadam w przerażenie na myśl o tym, że miałabym go już nie widywać.
Zobacz także: Bullying wśród uczniów: „Jestem dręczona w szkole”
Marcin już w trzecim miesiącu trwania naszej relacji owinął mnie sobie wokół palca. Przejrzał mnie na wylot. Od razu odkrył moje słabości i wiedział, jak mną kierować, żebym robiła, co tylko zechce. Myślę, że zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. Poznaliśmy się w biurze. Bardzo pewny siebie, szarmancki, błyskotliwy, zabawny. Robił duże wrażenie na kobietach, ciągnęły do niego jak do miodu. Byłam zaszczycona, kiedy to mnie zaprosił na randkę. Pamiętam, jak bardzo zazdrościły mi wszystkie koleżanki z pracy.
Ludzie myślą, że jest chodzącym ideałem. Mało kto zna jego prawdziwy toksyczny charakter. Zaczęłam zwierzać się rodzicom i przyjaciółkom, jak mnie traktuje, ale wszyscy mówili że pewnie przesadzam i źle odbieram jego słowa. Na nich wywarł bardzo pozytywne wrażenie. Przepadają za nim. Gdy wspominam o tym, że chciałabym go zostawić, pukają się w głowę. Czuję się jak w pułapce, zamkniętym ciasnym pomieszczeniu bez okna. Duszę się, ale nie potrafię z niego wyjść, mimo że mam w dłoni klucz...
Agnieszka
Zobacz także: Czy pozwalacie, by zwierzęta spały z Wami w łóżku?