Pół roku temu przeprowadziłam się do nowego wynajętego mieszkania. Bardzo długo szukałam takiej oferty. Jest w samym centrum, ale na sympatycznej zacisznej uliczce i blisko mojej pracy. Do biura idę spacerkiem niecałe dziesięć minut. Było nieumeblowane, więc nareszcie sama mogłam mieć frajdę, dobierając meble i dodatki. Jest jasne, przytulne i ma balkon. Dobrze się tam czuję. Kolejny plus to cena, była naprawdę zachęcająca. Niestety mój nowy szczęśliwy rozdział życia psuje złośliwa sąsiadka. Na każdym kroku uprzykrza mi życie.
Zobacz także: LIST: „Mam 38 lat i właśnie zaszłam w ciążę. Poza gratulacjami ciągle słyszę też uszczypliwe uwagi”
To kameralna kamienica. Na każdym piętrze znajdują się tylko dwa mieszkania. Na moje nieszczęście naprzeciwko mieszka kobieta, z którą nie sposób żyć w zgodzie. Jest wścibska i kłótliwa. Nachodzi mnie prawie codziennie, awanturuje się. Zostawia w mojej skrzynce na listy bezczelne anonimowe wiadomości z wyzwiskami. Podburza też przeciwko mnie innych sąsiadów. Przez nią ludzie nagle przestali odpowiadać na moje przywitania. Mam jej już po dziurki w nosie.
Chociaż nie robię imprez i jestem cichą, kulturalną osobą, do moich drzwi ciągle puka policja albo straż miejska. Ostatnio zjawili się, kiedy była u mnie mama. Sama też była w szoku, że dzieją się u mnie takie rzeczy. Piłyśmy po prostu spokojnie herbatę, rozmawiałyśmy ściszonym tonem. Sąsiadka jednak twierdzi, że w moim domu odbywają się regularnie „libacje”. Nie wiem, co mam robić... Myślałam, że kiedy będą ją ignorować, da mi w końcu spokój, ale to ciągnie się już szósty miesiąc.
A.
Zobacz także: Partner złości się na mnie, gdy płaczę