Przez wiele lat byłam osobą, która kurczowo trzymała się partnerów. Zdaję sobie sprawę z tego, że popełniałam w relacjach wiele błędów. Gdy przypominam sobie siebie sprzed lat, mogę powiedzieć, że byłam naprawdę nieznośna. Trudno było ze mną wytrzymać. Z obawy, że kogoś stracę, stawałam się bluszczem. Chciałam być z kimś non stop. Uwieszałam się na nim, nie dając mu oddechu i przestrzeni dla siebie. Przez swoje głupie zachowanie straciłam wielką miłość. Długo nie mogłam sobie tego wybaczyć, ale w końcu zamiast rozpaczać, postanowiłam zacząć nad sobą pracować. Przyjaciółka namówiła mnie na terapię.
Zobacz także: Siostra nalega, żebym zaprzyjaźniła się z jej narzeczonym. Nie dogaduję się z nim
Po roku spotkań z psychoterapeutką zrozumiałam, że byłam niedowartościowana i dlatego tak toksycznie działałam na otoczenie. Zamiast ciągle rozmyślać o tym, że zaraz zostanę zostawiona na lodzie, zaczęłam koncentrować się na rozwoju. Zapełniłam myśli i czas różnymi zajęciami. Zapisałam się kurs hiszpańskiego i na flamenco. Zmieniłam pracę. Poczułam się silniejsza, pewniejsza siebie. Nagle przestało przeszkadzać mi to, że jestem singielką. W pełni doceniłam swoje życie. Budziłam się szczęśliwa i spełniona. Potem na mojej drodze pojawił się Michał.
Poznaliśmy się na służbowym wyjeździe. Wcześniej nie pozwoliłabym sobie nawet na jedno wyjście w jego towarzystwie. Pomyślałabym, że to bez sensu, bo przecież on mieszka w Berlinie, a ja w Krakowie. Teraz nie miałam takich obaw. Od roku trwamy w relacji na odległość i jest cudownie. Dbamy o siebie, choć dzieli nas wiele kilometrów. Ustaliliśmy, że za rok się do niego przeprowadzę. Po raz pierwszy jestem tak szczęśliwa i spokojna. Nie domagam się od partnera stu procent uwagi. Nie podejrzewam go o zdrady. Cieszę się życiem jak nigdy wcześniej.
Martyna
Zobacz także: Okazało się, że mój facet ma żonę i dzieci