Moja relacja z Mariuszem to coś świeżego. Jesteśmy razem dopiero od kilku miesięcy. Nasze początki były bardzo obiecujące. Bardzo szybko znaleźliśmy wspólny język. Oboje mamy podobne temperamenty i upodobania. Do niedawna byłam nim naprawdę zauroczona. Niestety mniej więcej od trzech tygodni na każdym naszym spotkaniu dzieje się coś irytującego. Mariusz nieustannie docina mi, że za dużo jem.
Zobacz także: Sąsiadka ma pretensje, że robię remont. Powinnam dostosować się do niej?
Nie jestem typem smukłej kobiety. Mojej sylwetce znacznie bliżej do tej, którą ma Monica Bellucci niż Kate Moss. Uważam, że jestem atrakcyjna. Kiedyś w życiu bym czegoś takiego o sobie nie powiedziała. Na studiach chorowałam na bulimię. To były dwa koszmarne lata, o których wolałabym zapomnieć. Po długim czasie walki z wieloma kompleksami nareszcie zaczęłam jednak świetnie czuć się w swoim ciele. Jestem dumna z tego, że udało mi się nie tylko je zaakceptować, ale i polubić. To dlatego głupie żarty Mariusza tak bardzo wyprowadzają mnie z równowagi...
Nie zamierzam się odchudzać. Jem to, na co mam ochotę. Nie odmawiam sobie kawałka tortu nawet po po północy, na przykład kiedy jestem na urodzinach. Niestety on ma do spraw żywienia się zupełnie inne podejście. To typ sportowca, który ciągle przelicza kalorie i bardzo zdrowo się odżywia. Na początku jego docinki nie były tak uciążliwe. Teraz jednak pozwala sobie na nie, kiedy jesteśmy w towarzystwie. Moi znajomi wyśmiali go, kiedy wypomniał mi w trakcie kolacji, że brałam już dwie dokładki... Moim zdaniem to chwyt poniżej pasa, brak kultury.
Prosiłam go, żeby zostawił swoje komentarze dla siebie, ale on nadal wtrąca się do tego, co i o jakiej porze jem. Na takim etapie związku nie zamierzam opowiadać mu o mojej historii bulimiczki... Nie sądzę, żeby to zrozumiał. Jak tak dalej pójdzie, moje uczucia w stosunku do niego zaczną się zmieniać.
Ola
Zobacz także: Przeprowadziłam się za miasto, bo chciałam mieć święty spokój. Teraz burzą go nachalni sąsiedzi...