Przez ostatnich dziesięć lat swojego życia ciągle byłam w związkach. Pierwszy trwał dwa lata, kolejny pięć i ostatni trzy. Praktycznie nie było pomiędzy nimi przerw. Uczucie wygasało, a ja szybko zaczynałam interesować się kimś innym, znów się zakochiwałam. Zawsze wychodziło to bardzo naturalnie. Nie szukałam nikogo na siłę i naprawdę nie chodziło tu o radzenie sobie z samotnością. Kończąc ostatnią relację, poczułam, że chcę być teraz sama. Mam trzydzieści jeden lat, wielki bagaż doświadczeń i wielką ochotę na to, by koncentrować się wyłącznie na swoich potrzebach i marzeniach. Mało kto potrafi to zrozumieć...
Zobacz także: Chorobliwa zazdrość zniszczyła mój związek
Gdy rozstałam się z moim ostatnim partnerem, znajomi i rodzina byli przekonani, że lada moment ponownie uwikłam się w jakiś związek. Miałam łatkę kogoś, kto nie potrafi być długo sam. Jestem jednak singielką już od roku i choć miewam sporo propozycji randkowych, ciągle je odrzucam. Nie chcę wiązać się z nikim na stałe. Na razie nie mam takiej emocjonalnej potrzeby. Szczerze mówiąc, jestem szczęśliwa jak nigdy dotąd. Niestety coraz częściej spotykam się z krytyką i presją otoczenia.
Rodzice i przyjaciele nieustannie wytykają mi to, że jestem singielką. Nie są w stanie pojąć, że można czuć się świetnie, żyjąc w pojedynkę. Ciągle chcą mnie z kimś swatać. Mojej matce wymsknęło się ostatnio, że muszę się w końcu zacząć z kimś spotykać, bo lata lecą, a ja przecież młodsza i ładniejsza nie będę... Siostra, której tysiąc razy tłumaczyłam, że nie zamierzam mieć dzieci i tak snuje dramatyczne wizje tego, że z każdym miesiącem maleją moje szanse na macierzyństwo. Ojciec kręci głową i powtarza „taka ładna, mądra i ciągle bez męża, no tego jeszcze nie grali”. Na początku mnie to bawiło, ale teraz okropnie irytuje. Doszło do tego, że nie mam już ochoty na spotkania z nimi.
Dlaczego wszyscy przyjmują, że każdy do szczęścia potrzebuje dokładnie tego samego?
Iga
Zobacz także: LIST: „Przez 5 lat byłam w związku z żonatym mężczyzną. Żałuję, że byłam aż tak naiwna”