Zawsze chciałam tego dziecka. Było planowane. Oboje z mężem zwiedziliśmy kawał świata, zarabialiśmy fajne pieniądze, kochaliśmy się. Decyzja o powiększeniu rodziny była przemyślana. O dziecko staraliśmy się kilka miesięcy, a kiedy wreszcie zaszłam w ciążę, byliśmy szczęśliwi. Potem zaczęły się schody.
Pierwsze trzy miesiące czułam się koszmarnie. Nie byłam w stanie chodzić do pracy, szef zgodził się na home office. W domu wcale nie było lepiej. Męczyły mnie mdłości, ciągle chciało mi się spać lub wymiotować. W końcu podjęłam decyzję o tym, aby przejść na zwolnienie. Całymi dniami leżałam przed telewizorem. Nie miałam ochoty dosłownie na nic.
Mąż początkowo był troskliwy i się o mnie martwił. Później zaczęłam go irytować. On chciał pójść do kina lub wyjechać za miasto na weekend, a ja nie byłam w stanie ruszyć się dalej niż do osiedlowego sklepu. Czułam, że dziecko wysysa ze mnie całą energię.
Zobacz także: LIST: „Nigdy nie chodzę z moim partnerem do kina i restauracji. Szkoda mu na to pieniędzy…”
Potem przez chwilę było lepiej. Odzyskałam siły, poczułam się lepiej. Skupiłam się na urządzaniu pokoiku i kupowaniu ubranek. Ponownie poczułam się szczęśliwa. Pod koniec ciąży znów pojawiły się problemy. Ostatnie dwa tygodnie przed porodem spędziłam w szpitalu. Kobiety na sali ciągle się zmieniały i sporo się od nich nasłuchałam o macierzyństwie i bólach porodowych. Moje przerażenie rosło.
Trudno mi opisać moje samopoczucie z tamtego okresu. Ono codziennie się zmieniało. Raz łapałam się na myśleniu, że chciałabym cofnąć czas i nigdy w ciążę nie zachodzić. Innym razem cieszyłam się, że lada moment zostanę mamą i wreszcie przytulę malucha do siebie. Relacje z mężem ochłodziły się. On nie miał pojęcia, przez co przechodzę. Czułam się niezrozumiana.
Poród wspominam jako jeden wielki koszmar. Znieczulenie nie zadziałało na czas i długo cierpiałam. Miałam wrażenie, że to jakaś kara za to, że nie potrafiłam się cieszyć w 100% z ciąży i że nachodziły mnie wątpliwości. Po 11 godzinach urodziłam zdrowego synka.
Od porodu minęły ponad dwa miesiące, a ja czuję, że macierzyństwo mnie przerosło. Kocham moje dziecko i staram się być dla niego najlepszą matką, ale czasem mam ochotę zamknąć za sobą drzwi i już nigdy nie wrócić. Jestem ciągle niewyspana, głodna, nieumyta. Na nic nie mam czasu, bo wszystko się kręci wokół synka. Mam wrażenie, że ciągle go zawodzę. Nie jestem tak idealną mamą, na jaką on zasługuje. Nawet karmienie piersią mi nie wyszło.
Wiem, że być może jest to chwilowy kryzys i za jakiś czas wszystko się ułoży. Teraz jednak czuję się bardzo zmęczona i bardzo nieszczęśliwa. Chciałabym usłyszeć, że to co czuję, jest normalne i że inne mamy też przechodzą przez to, co ja. Po jakim czasie znowu poczułyście się szczęśliwe?
Ania