Wiem, że mój problem może wydawać się z boku błahy. Zgadzam się, że są gorsze rzeczy niż to, że własny chłopak nie ma ochoty zabierać mnie na randki. Muszę jednak przyznać, że jest mi z powodu jego podejścia coraz bardziej przykro.
Na randce w kawiarni byliśmy raz. To było nasze pierwsze spotkanie zapoznawcze. Wszystkie kolejne spotkania to były spacery, pikniki, oglądanie filmów w domu. Jasne, że takie randki też są super, ale od czasu do czasu chciałabym się z nim wybrać do kina czy na jakiś dobry obiad w eleganckiej restauracji. Do tych miejsc chodzę jednak tylko z koleżankami, bo dla mojego chłopaka to wyrzucanie pieniędzy w błoto.
Zobacz także: LIST. Mój chłopak nie potrafi kochać
Trochę nie rozumiem jego podejścia. Oboje nie mamy problemów finansowych. Nie oczekuję też, że będziemy w kinie czy restauracji raz w tygodniu, czy nawet raz w miesiącu. Wystarczyłoby mi, gdybyśmy powiedzmy kilka razy w roku odwiedzili te miejsca sami lub z jakąś zaprzyjaźnioną parą.
Moi przyjaciele wielokrotnie proponowali takie spotkania we czwórkę, ale zawsze muszę odmawiać, bo mój partner nie chce wydawać kasy „na głupoty”. Zawsze powtarza, że przecież można się z nimi umówić w domu. Można, ale warto też chyba od czasu do czasu zmienić otoczenie i urozmaicić trochę znany schemat?
Nie mam za bardzo komu się wyżalić, bo nie chcę obgadywać mojego faceta przed moimi przyjaciółmi. Poza tym ten brak chęci do jadania w restauracjach i oglądania filmów w kinie to nie koniec świata. Po prostu jest mi przykro, że on widzi, jak mi na tym zależy i nie jest w stanie od czasu do czasu ustąpić i zrobić mi przyjemności.
Asia
Zobacz także: LIST. Partner kupił sobie drogie auto. Znajomi się zachwycają, a ja wiem, że on leczy w ten sposób swoje kompleksy…