Wiele osób z boku określiłoby mój związek jako „przechodzony”. Jesteśmy z Olkiem razem od 6 lat i w tym czasie nie zrobiliśmy żadnego kroku do przodu. Nie było wspólnego zamieszkania, zaręczyn, planowania ślubu czy dzieci. Na przeszkodzie zawsze stało coś ważniejszego. Głównie jego kariera i to, żeby osiągnąć stabilność finansową. W moim odczuciu już dawno ją osiągnął, a pieniądze są tylko wymówką.
Nie ukrywam, że byłam cierpliwa. On mówił: „wszystko w swoim czasie, spokojnie, na wszystko przyjdzie odpowiednia chwila” i ja ufałam, że tak faktycznie będzie. Nie miał powodu, żeby mnie oszukiwać czy zwodzić. Nie po tylu wspólnych latach. W końcu miarka się jednak przebrała. Uznałam, że chcę zrobić w naszej relacji kolejny krok i zamieszkać razem. Było mi bez różnicy, czy to on wprowadzi się do mnie, czy ja do niego.
Olek próbował znowu wszystko odwlekać w czasie, ale powiedziałam, że albo robimy kolejny krok, albo się rozstajemy. Uległ, choć było mi bardzo przykro, że muszę go do tego zmuszać. Chyba każda kobieta marzy o tym, żeby jej facet pragnął z nią zamieszkać i mówił o tym głośno. Ja też o tym marzyłam, a zamiast tego usłyszałam: „no dobra, skoro tak, to spróbujmy pomieszkać razem u mnie”. Szczyt romantyzmu.
Zobacz także: LIST: „Okazało się, że mój facet ma żonę i dzieci”
Zakopałam swoją dumę, spakowałam walizki i się do niego przeniosłam. Byłam pełna nadziei, że wszystko się między nami dobrze ułoży. Sądziłam, że Olek wręcz dojdzie do wniosku, że nie taki diabeł straszny i wyrazi żal, że zdecydowaliśmy się na to tak późno. Niestety, jest fatalnie. Czasem mam wrażenie, że on robi wszystko, żebym ja doszła do wniosku, że lepiej było nam osobno. To znaczy razem, ale w osobnych mieszkaniach.
Przykład pierwszy z brzegu. Olek bardzo głośno słucha muzyki. Jego mieszkanie jest spore, ale nawet jak jestem na jego drugim końcu to słyszę to dudnienie. Uwagi mu nie można zwrócić, bo on twierdzi, że tak robił, kiedy tu nie mieszkałam i swojego nawyku nie zmieni. Mam też wrażenie, że częściej umawia się teraz na wyjścia z kolegami. Wcześniej miał dla mnie dużo czasu, a teraz, choć mieszkamy razem, mniej się widujemy. Tak jakby uciekał z domu.
Przykro mi, kiedy to wszystko piszę. Przyszło mi nawet do głowy, że on testuje moje granice i chce doprowadzić do tego, żebym sama się wyprowadziła. Wtedy będzie mógł mi wypominać, że zamieszkanie razem było błędem i on miał rację.
Fatalnie mi z tą myślą. Opcje są dwie. Mogę się uzbroić w cierpliwość i przeczekać te głupie zagrywki, albo wynieść się. Ta druga opcja oznacza dla mnie też całkowite zerwanie.
To trudne, zwłaszcza że go kocham i poświęciłam mu 6 lat życia.
Klaudia