Jestem w trudnej sytuacji i ciekawi mnie zdanie innych na jej temat. Nie jestem zwolenniczką szybkich, nieprzemyślanych ślubów i szybkich rozwodów. Uważam, że decyzja o zamążpójściu powinna być dojrzała i bardzo przemyślana, ale nie jestem też zwolenniczką teorii o obowiązkowym ślubie do grobowej deski. Czasem bywa tak, że ślub po czasie okazuje się fatalnym błędem. Tak jest w przypadku mojej przyjaciółki.
Kamila jest młodą, piękną dziewczyną. Raczej cicha, spokojna i zamknięta w sobie. Mężczyznom się podoba. Jest też bardzo skromna i niepewna swojej wartości. Ta niepewność wpakowała ją w nieodpowiednie łapy. Facet, z którym się związała na początku wydawał jej się idealny, pomógł jej otworzyć się na ludzi i świat. Taka dusza towarzystwa. Niezbyt przystojny, ale lubiany, z masą znajomych, bardzo rozrywkowy.
LIST: „Mój partner jest chodzącym ideałem, a ja jestem nim znudzona. Sama siebie nie rozumiem…”
Wyciągnął ją z jej zamkniętego świata i to było coś, za co wszyscy jej przyjaciele byli mu wdzięczni. Widać przyjaźń to za mało, musiała poczuć się kochana, żeby trochę się otworzyć.
Mijał czas, ich związek się rozwijał i zaczęły pojawiać się niepokojące sygnały. Jestem najbliższą przyjaciółką Kamili, znamy się od lat. Już po kilku miesiącach ich związku, zaczęła zwierzać mi się z problemów. On stał się bardzo nieprzyjemny i kłótliwy. Trochę agresywny, potrafił ją szarpnąć albo popchnąć. Zaczął miewać tajemnice, szalał jak pytała go o to, czy może użyć jego telefonu albo komputera. Bała się, że ją zdradza, ale tak go kochała, że postanowiła o tym nie myśleć.
Znamy się z Kamilą tak długo, że pozwoliłam sobie na pewne komentarze. Mam taki charakter, że co w sercu, to na języku. Powiedziałam jej, że moim zdaniem to nie jest facet dla niej, że ją skrzywdził i będzie krzywdzić dalej, jeśli szybko się mu nie wymknie.
Może on wyczuł, że Kamila zaczyna mieć wątpliwości co do ich związku, bo nagle się oświadczył. Dostał pozytywną odpowiedź, a ja już wtedy byłam pewna, że coś jest nie tak. Kamila nie skakała pod sufitem jak typowa narzeczona. Po czasie wyznała mi, że zgodziła się na ślub cywilny dla świętego spokoju, bo on twierdził, że jak się nie zgodzi, to znaczy, że go nie kocha.
Po zaręczynach, on przeprowadził się od mamy do mieszkania Kamili. Wtedy już większość przyjaciół nie miała o nim dobrego zdania, myśleliśmy, że to zwykły utrzymanek, szuka naiwnej, która go do domu przygarnie i jeszcze będzie płacić za wszystko. Podejrzenia okazały się całkiem słuszne. Facet nie miał nic swojego, poza długami i niechęcią do uczciwej pracy.
Zaczęliśmy delikatnie sugerować Kamili, żeby nie spieszyła się ze ślubem, do którego nie jest w 100% przekonana. Próbowaliśmy jej powiedzieć, że z boku czasami łatwiej dostrzec różne rzeczy, żeby po prostu przemyślała swoją decyzję, bo czas ich nie goni. Nie posłuchała nas, bo on z kolei nalegał na szybki ślub. Pobrali się.
Po ślubie oddaliłam się. Mąż powinien być ważniejszy niż przyjaciółka, więc pomyślałam, że może bez moich rad, jakoś sobie wszystko poukładają. Trochę poluźniłam kontakty z Kamilą i dzisiaj myślę, że popełniłam wielki błąd. Kilka miesięcy od wymiany obrączek Kamila przyszła do mnie z płaczem, że jej mąż wyprowadził się do innej dziewczyny.
LIST: „Jestem w ciąży. Dowiedziałam się, że moje dziecko ma zespół Downa”
Opowiedziała mi, że ich małżeństwo było totalną porażką, że ciągle ją poniżał, podrywał na jej oczach inne, nie mogła mu ufać, był jeszcze bardziej agresywny, ale wyznała też, że dalej go kocha. Nie wiedziałam co mam jej powiedzieć. Jak można kochać taką osobę?
Starałam się tylko zapewniać ją, że dobrze się stało, że po rozwodzie wszystko się ułoży. Ona cierpiała, a on obnosił się z nowym związkiem, chociaż wniosek o rozwód nie był jeszcze złożony. Nie potrafiłam uwierzyć w taką bezczelność. Poradziłam Kamili, żeby go sobie odpuściła, że trzeba z tej toksycznej relacji szybko uciekać i kiedy już myślałam, że się pozbiera, on wrócił „skruszony” do domu. Okazało się, że kochanka go wyrzuciła ze swojego mieszkania, bo domyśliła się, że to typ utrzymanka.
Nie wierzyłam w to, co widzę, ale Kamila pozwoliła mu wrócić do domu. Pukałam się w głowę i powtarzałam, że to błąd, że ten facet ją zniszczy, ale ona powtarzała, że to nie jest byle facet, tylko mąż i musi dać mu szansę.
Dała i znów się zawiodła. Wrócił do jej mieszkania, ale dalej nie szanuje jej potrzeb, nie słucha jej, zdradza. Kamila o tym wszystkim wie i cierpi, ale nie składa wniosku o rozwód i nie ma siły psychicznej, żeby wyrzucić darmozjada z domu. Nasz kontakt znów się poluźnia, bo żadna z nas nie chce setny raz przerabiać rozmowy o tym, że dawanie mu kolejnych szans to błąd. Czuję się źle z tą sytuacją.
Niby to nie moja sprawa i nie mam nic do powiedzenia, ale to do mnie Kamila przychodziła płakać po każdej zdradzie, po każdym uderzeniu i każdym upokorzeniu, co sprawiło, że czuję się trochę włączona w ich historię. Nie wiem, co mogę zrobić, żeby otworzyć jej oczy. Nie mam prawa mówić jej co ma robić, ale mam prawo wyrażać swoje zdanie i mówić, co ja zrobiłabym na jej miejscu.
Wiadomo, że z boku łatwo jest oceniać, a miłość jest ślepa, ale nikt nie chciałby patrzeć na cierpienie bliskiej osoby. Kamila mieszka w dużym mieście, jest młoda, ułożyłaby sobie życie bez niego, ale paniczny strach przed samotnością sprawia, że tkwi w związku, w którym facet ją raz po raz rani.
Nie wiem już co mam robić. Od wielu ludzi słyszałam „nie wtrącaj się”, ale myślę innymi kategoriami. Ci sami ludzie, którzy każą mi nie komentować sytuacji, krzyczeliby pierwsi „gdzie byli przyjaciele?”, jakby doszło do tragedii, np. pobicia. Uważam, że przyjaciele są od tego, żeby wspierać, ale też powiedzieć prawdę, kiedy inni tylko mówią „faceci już tacy są”.
Ta ostatnia teoria najbardziej mnie denerwuje, część z naszych znajomych mówi „chciałaś psa na baby, to masz i się teraz męcz”. Jakim prawem? Dlaczego młoda dziewczyna ma do końca życia płacić za błąd młodości?
Z drugiej strony, Kamila jest młoda, ale nie jest dzieckiem. Wie jaki jest jej mąż i wie, że żeby się od niego uwolnić, musi go wyrzucić z domu, a jednak tego nie robi. Kocha go ślepą, głupią i naiwną miłością, która ją wyniszcza. Z wesołej blondynki o pełnych kształtach, stała się szkieletorem z wiecznie podkrążonymi oczami. Martwię się o jej zdrowie. Czy powinnam dalej komentować ich związek?
Czy może jestem za bardzo „wtrącalska” i powinnam po prostu przyjąć postawę innych. W końcu wie jaki jest i z nim zostaje, więc cierpi na własne życzenie.
Przydałaby mi się rada kilku osób, które nie patrzą na sytuację emocjonalnie.
C.