Reklamy, książki i filmy wpoiły nam, że dziecko cementuje związek. Pary zmagają się z różnymi problemami, kłócą się, a nawet zrywają, ale kiedy pojawia się informacja o ciąży – nagle wszystko inne przestaje mieć znaczenie. Liczy się jedynie dobro malucha i gdy ten pojawia się na świecie, jego mama i tata nagle jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zaczynają tworzyć szczęśliwą rodzinę.
Tyle w filmowej teorii, bo w prawdziwym życiu bywa różnie. Najlepszym przykładem jest historia Ewy, u której było na odwrót. Kłótnie i problemy z partnerem pojawiły się dopiero po urodzeniu przez nią dziecka.
Polecamy także: „Jesteśmy razem od 6 lat, a mój facet wściekł się, że zaszłam z nim w ciążę”
„Ja i Krzysiek zawsze uchodziliśmy wśród znajomych za idealną parę. Nie była to z naszej strony jakaś gra pozorów. My naprawdę świetnie się dogadywaliśmy i zgadzaliśmy niemal we wszystkim. Zawsze uważałam Krzyśka za mojego najlepszego przyjaciela i współczułam koleżankom, które narzekały na swoich chłopaków. Ja nie miałam na co, nie kłamię.
Poznaliśmy się jeszcze na studiach i po dwóch latach związku zamieszkaliśmy razem w mieszkaniu, które odziedziczyłam po babci. Wcześniej naczytałam się w różnych poradnikach, że życie pod jednym dachem może być próbą dla związku i że powinnam nastawić się na kłótnie. U nas nic takiego nie nastąpiło. Oboje mamy spokojne charaktery i bez problemu rozdzielaliśmy zarówno obowiązki domowe, jak i wydatki.
Tak jak wspomniałam, zgadzaliśmy się prawie we wszystkim. Oboje doszliśmy już kilka lat temu do wniosku, że nie chcemy brać ślubu. Nie jesteśmy wierzący, więc taki papier nie był nam do niczego potrzebny. Wspólnie podjęliśmy także decyzję o dziecku. U mnie w pracy nie działo się wtedy akurat najlepiej, więc stwierdziliśmy, że to idealny moment na ciążę. Udało nam się już po kilku miesiącach starań.
Byliśmy przeszczęśliwi. Kupowaliśmy mebelki, ubranka, zabawki. Razem chodziliśmy do lekarza i nie mogliśmy się doczekać, kiedy Zosia pojawi się na świecie. I nagle czar prysł.
Wszystko zmieniło się po porodzie. Rodziłam przez cesarskie cięcie ze względów zdrowotnych i dochodziłam do siebie trochę dłużej niż przypuszczałam. Do tego doszły problemy z karmieniem piersią, więc ten początkowy okres był bardzo nerwowy. Oboje chodziliśmy niewyspani i zestresowani. Oczekiwałam, że Krzysiek weźmie w pracy więcej wolnego, żeby pomóc mi w tych pierwszych tygodniach, ale on bardzo szybko wrócił do firmy. Całymi dniami siedziałam z Zosią sama i na zmianę płakałyśmy. Ja głównie z bezsilności i przemęczenia.
Zajmowałam się nią najlepiej, jak umiałam. Karmiłam, przewijałam, gaworzyłam z nią. Udało mi się nawet po jakimś czasie wypracować system jej usypiania, dzięki czemu mogłam choć trochę odpocząć w ciągu dnia. Krzysiek nie był tego w stanie uszanować i budził ją natychmiast po powrocie do domu. Twierdził, że stęsknił się za córeczką i chce ją przytulić. Ona oczywiście zaczynała płakać, a mnie strzelał szlag, że Krzysiek zachowuje się tak egoistycznie.
Z czasem zaczęliśmy się kłócić dosłownie o wszystko. O kosmetyki do kąpieli, o to, kto ma usypiać dziecko wieczorem, o to, kto ma do niego wstać w nocy. Nie rozmawialiśmy już o niczym innym, tylko o Zosi. Nasza relacja praktycznie przestała istnieć. Oddaliliśmy się od siebie bardzo. Sądziłam, że dziecko będzie naszym dopełnieniem i że zbliżymy się do siebie dzięki niemu jeszcze bardziej, ale nagle okazało się, że jesteśmy dla siebie zupełnie obcy i że nie zgadzamy się w wielu kwestiach dotyczących Zosi.
Krzysiek wyprowadzał się już po naszych kłótniach dwa razy, ale za każdym razem wracał dla dobra dziecka. Szczerze mówiąc, to nie wiem, czy jeszcze się kochamy. Mówimy do siebie półsłówkami, nie przytulamy się, zdarza nam się na siebie warknąć o błahostkę. Czasem tęsknię za tym, jak wyglądał nasz związek przed dzieckiem, ale z drugiej strony nie wyobrażam sobie życia bez Zosi. Nie wiem, może jeszcze się między nami ułoży. Przynajmniej mam taką nadzieję.
Ewa”
Zobacz także: „Mój facet zerwał ze mną już 6 razy”