“Odkąd pamiętam zawsze marzyłam o tym, żeby być o parę kilogramów lżejsza. Jestem z gatunku tych osób, o których można powiedzieć, że nie są ani grube, ani chude. Nigdy nie miałam znacznej nadwagi, ale w moim życiu nie brakowało okresów, gdy czułam się źle z tym, ile ważę.
Zobacz również: „Ale schudłaś!” to wyjątkowo kiepski komplement. Dlaczego lepiej zachować te słowa dla siebie?
A potem przyszła pandemia koronawirusa i lockdown. Moja firma przeszła na pracę zdalną, klub fitness został zamknięty. Niestety nie mam tyle samozaparcia, żeby regularnie ćwiczyć w domu więc obawiałam się, że bardzo szybko w negatywny sposób odbije się to na mojej sylwetce.
Stało się jednak coś zupełnie odwrotnego. W dodatku zupełnie nie zwróciłabym na to uwagi gdyby nie rodzina i znajomi. Przez długi czas spotkania z bliskimi nie były możliwe. Gdy po paru miesiącach udało nam się zobaczyć zewsząd zaczęłam słyszeć komentarze pod adresem mojej wagi – w dodatku zupełnie pozytywne. Wszyscy mówili mi, jak bardzo schudłam i jak dobrze wyglądam. Początkowo przyjmowałam te słowa z zaskoczeniem, ale też z pewny zadowoleniem. Jednak im więcej osób mówiło, jak bardzo zeszczuplałam, tym częściej łapałam się na tym, że ich komentarze wywołują we mnie mieszane, a nawet negatywne uczucia.
Fot. iStock
Przede wszystkim nie mogłam uciec od myśli: “A więc wcześniej byłam po prostu gruba i wyglądałam źle?”. Z tym, że nikt nie mówił mi tego wprost, bo przecież nie wypada? Wprawdzie znam moich przyjaciół i wiem, że ich intencje były dobre, ale nagle komplementy na temat szczupłej sylwetki nabrały gorzkiego smaku.
Jednak najgorsze jest to, jak komentowanie mojej nowej wagi wpłynęło na moją relację z jedzeniem. Mówiąc wprost, zaczęłam się go po prostu bać. Moje schudnięcie wzięło się właściwie “znikąd” i mówię to zupełnie szczerze. Nie stosowałam żadnych diet, nie ćwiczyłam, wręcz przeciwnie – w związku z zamkniętą siłownią moje treningi zupełnie ustały. Mimo to waga znacznie spadła. Jedyne, co moim zdaniem mogłoby wyjaśniać utratę kilogramów jest fakt, że parę miesięcy temu zaczęłam stosować antykoncepcję hormonalną, co znacznie namieszało jeśli chodzi o mój apetyt. Przez długi czas było mi po prostu niedobrze i jadłam mniej. Był to jednak tylko i wyłącznie efekt uboczny brania tabletek.
Mając świadomość, że utrata wagi przyszła poniekąd sama zaczęłam bać się, że prędzej czy później w taki sam sposób zacznę znowu tyć. Boję się, że nie jestem w stanie tego kontrolować, a kilogramy utracone w magiczny sposób pewnego dnia znów się pojawią. Myśl o tym, że ubrania znów staną się przyciasne wywołuje u mnie wielki niepokój i wstręt do jedzenia. Jeśli już pozwolę sobie na coś wyjątkowo kalorycznego, typu pizza czy chipsy, odczuwam olbrzymie wyrzuty sumienia. Nieustannie przymierzam ubrania żeby przekonać się, czy aby nie przytyłam i wciąż się w nie mieszczę.
Wiele osób na pewno stwierdzi, że to sztuczny problem, i że powinnam cieszyć się ze schudnięcia i komplementów na temat niższej wagi. Muszę przyznać, że jakaś część mnie odczuwa satysfakcję z tego powodu. Ale inna część mnie wie też, jak bardzo toksyczne jest to uczucie. Zaczynam się zastanawiać czy może powinnam schudnąć jeszcze bardziej – tylko po to, żeby przekonać się, czy mi się uda. Jednocześnie zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo to niezdrowe. Nie chcę, żeby waga zaczęła rządzić moim życiem. Chcę czuć się ze sobą dobrze także wtedy, jeśli pewnego dnia kilogramy powrócą, a komplementy na temat mojej sylwetki ustaną. Niestety póki co wciąż odczuwam nadmierną radość, gdy czuję się źle i nie jestem w stanie jeść. Mam wrażenie, że tak jest bezpieczniej”.
Asia, 28 lat
Zobacz również: „W końcu udało mi się schudnąć. Wtedy odkryłam w sobie fatfobię”