Doskonale pamiętam moją rozmowę kwalifikacyjną. Byłam wręcz oczarowana szefem, który wydawał się bardzo ludzki. Od razu podjął decyzję, że zaoferuje mi etat, a chwilę później przedstawił całemu zespołowi. Zostałam bardzo miło przyjęta.
Zobacz również: LIST: „Przez męża muszę pójść do pracy. Już nie potrafi mnie utrzymać”
Kiedy rok później powiedziałam mu, że jestem w ciąży - przyjął to z uśmiechem i zaoferował pomoc, jeśli tylko czegoś będę potrzebowała. Niby tak to powinno wyglądać, ale wszyscy wiemy, że różnie z tym bywa. I wiecie co? Aż chciało się wstawać rano, a nawet trochę skrócić urlop wychowawczy.
Później sporo się zmieniło i niestety wcale nie na lepsze. Nagle okazało się, że moje macierzyństwo postrzegane jest jako problem.
Nadal daję z siebie absolutnie wszystko, jestem lubiana w firmie i można na mnie polegać, ale oczywiście w życiu młodej mamy różnie bywa. Czasami dziecko się rozchoruje, nie ma kto z nim zostać albo trzeba je wcześniej odebrać ze żłobka. Uważam, że umiem to wszystko ze sobą pogodzić.
Szef niestety coraz częściej kręci nosem. Ostatnio nawet stwierdził, że musi być fair w stosunku do całego zespołu i nie może traktować mnie w specjalny sposób. A jak to się objawia? Czasami dzwonię rano, że dotrę trochę później albo zwalniam się chwilę wcześniej.
Nigdy nie zostawiam rozgrzebanej roboty i zawsze to wszystko odrabiam. Czas pracy się zgadza, podobnie efekty, więc w czym problem?
Zobacz również: LIST: „Jestem samotną mamą. Nie pracuję, bo mi się to zwyczajnie nie opłaca”
Tak, wiem że powinnam siedzieć w biurze dokładnie od 9 do 17, tak jak większość pracowników. Ale w naszej branży to tak naprawdę niewiele zmienia. Liczy się skutek, a nie meldowanie się co do minuty. Najlepiej widać to po innych pracownikach, którzy są strasznie punktualni, ale niewiele z tego wynika.
Czy stanie się coś wielkiego, jeśli przesunę sobie godziny z 10 do 18? Albo wyjdę do domu o 15, a kolejnego dnia przyjdę 2 godziny wcześniej? Nawet szef mówi, że nie, ale zrobił się bardzo zasadniczy. Z jego wyrozumiałości niewiele zostało i chociaż uwielbiam to, co robię - coraz częściej zastanawiam się nad zmianą.
Pytanie tylko, czy gdzie indziej znajdę bardziej ludzkich przełożonych…
Nie wydaje mi się i to mnie najbardziej wkurza. Z jednej strony wszyscy mówią, że matki są świetnymi pracownikami, bo im zależy i sumiennie wykonują obowiązki. Z drugiej - mało kto rozumie naszą specyficzną sytuację. Czasami po prostu nie ma wyjścia i trzeba odebrać chore dziecko ze żłobka albo pójść z nim rano do lekarza. Opiekunka czy babcia mogą nie być pod ręką.
Jestem samotną mamą, więc tym bardziej oczekiwałabym chociaż odrobiny wyrozumiałości. Nie mam faceta, który mógłby mnie w tym wszystkim wyręczyć. A i tak radzę sobie świetnie. Szkoda tylko, że w oczach niektórych jestem tą roszczeniową babką, która śpi do 10 i jeszcze zrywa się wcześniej do domu, bo taką mam zachciankę.
Tak to wygląda z zewnątrz. Chyba, że ktoś sam ma dziecko, to wtedy mnie rozumie. Szef i wielu współpracowników zna ten temat niestety tylko z teorii i chyba stąd te nieporozumienia.
Beata
Zobacz również: LIST: „Partner nie pomaga mi finansowo przy wychowaniu dziecka z poprzedniego związku”