Trudno wyobrazić sobie lepszą sytuację. Robisz to, co naprawdę kochasz i na dodatek możesz się z tego utrzymać. Fryzjerką jestem od 12 lat, a własny salon prowadzę od 5. To nigdy nie był bardzo dochodowy biznes, ale jakoś dawałam radę. Mogłam nawet zatrudnić dwie dziewczyny i wyszkoliłam kilka uczennic.
Zobacz również: LIST: „Poszłam do fryzjera po wprowadzeniu nowych zasad. Prędko tam nie wrócę”
A co najważniejsze - zdobyłam grono klientek, które najwyraźniej mi ufały. Wokół powstało kilka ekskluzywnych miejsc, a one wybierały jednak mój mały osiedlowy punkt. Myślę, że nie tylko ze względu na ceny. Z wieloma jestem po imieniu i doskonale się rozumiemy.
Nie przypuszczałam jednak, że to porozumienie jest tak kruche. Część odwróciła się ode mnie przy pierwszej lepszej okazji.
Oczywiście nadal ktoś przychodzi, ale już nie trzeba się umawiać na tydzień albo dwa naprzód. Teraz przyjmuję prosto z ulicy, żeby chociaż na rachunki starczyło. Z tym jest niestety ciężko, bo ze względu na obostrzenia przez kilka miesięcy siedziałam w domu. A jak otworzyłam, to na zupełnie nowych zasadach.
Wykończyły mnie te wszystkie rękawiczki, przyłbice, płyny do dezynfekcji, odległości, limity osób. Mogę przyjmować pojedynczo, a jeszcze każdej klientce muszę sfinansować zestaw higieniczny. Zdajecie sobie sprawę, ile to kosztuje? Niemożliwe było utrzymanie dotychczasowego cennika, który i tak był bardzo konkurencyjny.
Musiałam coś doliczyć i wtedy zaczęły się kłopoty.
Zobacz również: 7 typów klientek, przez które fryzjerki myślą o zmianie zawodu
Najpierw wiele dni czekania, aż po lockdownie ktokolwiek do mnie przyjdzie. Ludzie bardzo się bali. Wcale nie było tak, że ustawiały się kolejki. A kiedy już coś się ruszyło, trzeba było doliczyć 10-15 zł do rachunku, żeby pokryć spadek klientów i dodatkowe zabezpieczenia. Efekt? Dzisiaj w moim salonie dzieje się niewiele.
Wielu stałych klientek nie widziałam od wakacji, bo przestały przychodzić. Pewnie znalazły sobie coś tańszego, ale czy na pewno lepszego? Akurat w swoje umiejętności wierzę. Kiedyś wychwalały, a tak łatwo odeszły i zostawiły mnie na lodzie.
Czuję się w pewnym sensie zdradzona, porzucona, oszukana. Nie spodziewałam się takiej niewdzięczności.
Jestem fryzjerką, z którą zawsze można się dogadać. Potrafiłam przyjmować po godzinach, kiedy komuś bardzo zależało. Dawałam upusty i naprawdę dbałam o te wszystkie dziewczyny. Gdzie one teraz są? Zostawiły mnie z powodu 10-15 zł, które nie są dla mnie. Tyle kosztuje spełnienie wymagań sanepidu. Jeszcze chwila i trzeba będzie zamknąć.
Pandemia wykończyła wiele biznesów, ale tego się nie spodziewałam. Przecież fryzjer zawsze będzie potrzebny. Najlepiej po kosztach, tylko że ja nie działam charytatywnie. Mam do opłacenia rachunki, pracowników i muszę utrzymać rodzinę. Nigdy nie zawyżałam cen. Teraz też tego nie robię.
Mam ogromny żal i powoli tracę nadzieję, że z tego wyjdę.
Aneta
Zobacz również: „Zapłaciłam za to 200 zł”. Klientka salonu pokazała, co zrobił jej fryzjer