Doskonale pamiętam, jak kilka lat temu sama szukałam pracy. To było naprawdę frustrujące, bo ogłoszenia tak naprawdę nic nie mówiły. Wszędzie powtarzał się ten sam slogan - poszukujemy młodych i energicznych, a wynagrodzenie będzie uzależnione od wyników. Później okazywało się, że to telemarketing albo jakieś inne szemrane interesy.
Zobacz również: LIST: „Na rozmowie o pracę zadano mi pytanie po angielsku. Zagranie poniżej pasa”
Nigdy nie udało mi się zdobyć pełnego etatu za godziwe pieniądze, więc postanowiłam działać na własną rękę, kiedy tylko pojawiła się taka możliwość. Dziś sama jestem sobie szefem i prowadzę niewielki punkt handlowo-usługowy. Na szczęście jakoś daję radę. Rozwijam się, dlatego chcę zacząć zatrudniać kolejne osoby.
Chyba mam pecha, bo nikt się nie garnie do pracy.
Moja oferta jest naprawdę uczciwa. Od razu proponuję umowę o pracę, 40 godzin tygodniowo i stałą pensję. Mało tego - napisałam o tym wszystkim w ogłoszeniu, więc kandydaci od razu wiedzą, czego mogą się spodziewać. Myślałam, że to docenią, ale najwyraźniej bardzo się pomyliłam. Ogłoszenie wisi od kilku tygodni i nic.
Było co prawda kilka telefonów, ale żadnych konkretów. Najczęściej powtarzające się pytanie: czy kwota jest do negocjacji i mogę zaproponować coś więcej. Niektórzy mówią wprost, że za taką pensję nie wstają z łóżka. O jaką kwotę chodzi? 2500 zł netto. Powtarzam - oficjalnie na pełny etat z ubezpieczeniem, urlopem, składkami itd.
Według mnie całkiem nieźle. Przynajmniej nikomu nie mydlę oczu.
Zobacz również: LIST: „Wszyscy moi znajomi dostają jakieś dodatki, ulgi, 500+. Mnie nie należy się nic”
Efekt jest taki, że wszystko stoi w miejscu. Sama muszę pracować od rana do wieczora, żeby to jakoś działało. Jestem gotowa zatrudnić kogoś choćby od jutra, a konkretnych kandydatów brak. Zastanawiam się, z czego to tak naprawdę wynika. Przecież tyle się mówi o bezrobociu, śmieciówkach, trudnej sytuacji młodych.
Jeszcze niedawno byłabym zachwycona, gdyby udało mi się trafić na takie ogłoszenie. Od początku wszystko jasne, nawet stawka podana. Najwyraźniej niektórzy wolą być mamieni. Gdybym mydliła oczy, jak inni pracodawcy, to zainteresowanie na pewno byłoby znacznie większe. I wreszcie ktoś by się trafił.
Co z moją propozycją jest nie tak?
To praca w handlu i usługach, która nie wymaga wielkiego doświadczenia. Wykształcenie też nie za bardzo mnie interesuje. Dla młodej osoby to naprawdę fajna i uczciwa propozycja. Nie wiem, co jeszcze miałabym zrobić, żeby kogoś zainteresować. Dorzucić karnet na siłownię i prywatną opiekę zdrowotną? Chciałabym, ale nie jestem wielką korporacją.
W tym momencie czuję się po prostu niedoceniona. Człowiek wychodzi do innych z sercem na dłoni i ma uczciwe zamiary, a w zamian dostaje figę z makiem. Telefon milczy, chętnych nie ma, praca zaczyna się piętrzyć.
Możecie mi powiedzieć, czego tak właściwie oczekujecie?
Edyta
Zobacz również: LIST: „Od pół roku siedzę na bezrobociu. Już nie chcę wracać do pracy”