Tyle się mówi, że Polska to wspaniały kraj do rodzenia dzieci, a matki są tak bardzo szanowane. Nawet w to uwierzyłam, a kiedy zaszłam w ciążę, spodziewałam się, że ludzie dosłownie będą nosić mnie na rękach. Szczerze? Ja tego specjalnego traktowania jakoś nie odczułam i coraz częściej narzekam.
Zobacz również: LIST: „W akcie desperacji napisałam anonim do sąsiadów. Ich dzieci zakłócają ciszę”
Nawet kiedy chodziłam z wielkim brzuchem, wtedy nie do końca mogłam liczyć na pomoc. Mało kto ustępował miejsca w komunikacji miejskiej albo przepuszczał w kolejce do sklepu. Szybko zrozumiałam, że te wszystkie deklaracje mają niewiele wspólnego z rzeczywistością. Po porodzie wcale nie jest lepiej.
Czuję się wręcz przez niektórych szykanowana, a prym wiodą sąsiedzi.
Na chwilę przed pojawieniem się dziecka odebraliśmy z mężem już gotowe mieszkanie, które kupiliśmy na kredyt. Cieszyliśmy się strasznie. Wreszcie jesteśmy na swoim i nie będziemy musieli nigdzie się tułać z synkiem. Miało być fajnie, bo wokół sami młodzi ludzie, którzy też zaczynają dorosłe życie.
Przynajmniej tego się spodziewałam, bo z 4 mieszkań na naszym piętrze tylko my jesteśmy rodzicami. Do tego dwie bezdzietne pary i jeden lokal wynajmowany przez kilku studentów. Mimo wszystko byłam dobrej myśli i liczyłam na choć odrobinę wyrozumiałości.
Na próżno, bo nawet wózek na korytarzu im przeszkadza.
Zobacz również: 14 zachowań, którymi podpadniesz swoim sąsiadom. Zaczną się skarżyć
Mamy 2 pokoje, w sumie trochę ponad 40 metrów, więc miejsca nie jest za wiele. Z tego powodu zostawiam wózek przed drzwiami. Korytarz jest na tyle szeroki, że spokojnie można obok przejść. Robię to także z powodów higienicznych, bo niby jak inaczej? Mam wjeżdżać ubłoconymi kółkami do środka i roznosić ten brud? Tak jest wygodnie i praktycznie.
Sytuacja tymczasowa, więc tym bardziej nie rozumiem afery. A ta zatacza coraz szersze kręgi. Zaczęło się od głośnych szeptów, które słyszałam nawet zza zamkniętych drzwi. Później jedna parka powiedziała mi wprost, że „zagracam przestrzeń wspólną”. Teraz do akcji wkroczyła też administracja.
Ktoś najnormalniej w świecie doniósł na nas do zarządcy.
Zadzwoniła do mnie pani i mówi, że wszystko rozumie, ale komuś to przeszkadza i może mogłabym coś z tym zrobić. Odpowiedziałam, że postaram się chować wózek do środka, ale przecież nie zawsze jest to możliwe. Przyjęła ze zrozumieniem, a ja dalej robię swoje. Co komu przeszkadza tych kilka centymetrów kwadratowych?
Chciałam mieć dobre stosunki z sąsiadami i naprawdę starałam się, żeby tak było. Oni wymyślili sobie abstrakcyjny problem, żeby mnie tylko pognębić. W życiu nie słyszałam o podobnej sytuacji. Moje koleżanki zostawiają na klatce nie tylko wózki, ale też rowerki i nikt z tego powodu nie wszczyna awantury.
Jak im przemówić do rozsądku?
Weronika
Zobacz również: LIST: „Wystawiam worek z pieluchami przed drzwi. Sąsiedzi mają z tym problem”