Przyznam szczerze, że ten temat nigdy mnie jakoś specjalnie nie zajmował. Każdy powinien żyć po swojemu i bez oglądania się na innych. Ludzie mają różne poglądy oraz potrzeby, więc trudno jednoznacznie stwierdzić, co jest normalne. Najważniejsze to nikogo nie krzywdzić, a ja na pewno nie mam takiego poczucia.
Zobacz również: Średnia liczba partnerów wciąż rośnie. Znamy wyniki każdej grupy wiekowej
Zawsze sama podejmowałam decyzje - lepsze i gorsze, jednak zawsze były moje. Nikt mnie do niczego nie zmuszał. Ja też nikogo nie urabiałam, żeby osiągnąć jakiś swój cel. Więc o co mi chodzi? Po latach zaczęłam mieć wątpliwości, czy dobrze to sobie wszystko poukładałam. Może coś poszło nie tak?
Moje koleżanki mają zupełnie inne doświadczenia i czują się z tego powodu lepsze.
Statystyki typu „ile powinnaś mieć partnerów” raczej mnie nie fascynują. Jak ktoś chce zachować cnotę do ślubu i mieć tylko jednego - droga wolna. Mnie się to zawsze wydawało mało naturalne. Jak kupowanie kota w worku. Tym bardziej, że pewnie przed trzydziestką nie będę miała męża, a szkoda byłoby się tak długo męczyć.
Wśród moich znajomych też nie ma takich dziewczyn, ale one i tak twierdzą, że szanują się bardziej ode mnie. Bo miały do tej pory maksymalnie kilku facetów. Oczywiście nie podzieliłam się swoim wynikiem, żeby sobie źle nie pomyślały, ale ja przecież znam prawdę. Święta nigdy nie byłam i trochę się tych doświadczeń zebrało.
Może jednak za dużo?
Zobacz również: Faceci wiedzą, ilu miałaś partnerów. Sprawdzają to w podstępny sposób
Nie wiem dlaczego, ale ten temat ostatnio mnie prześladuje. Szczerze? Mało mnie to obchodzi, a jedna z drugą mimo wszystko postanowiły się zwierzyć. Dwóch partnerów na liczniku, tylko jeden, maksymalnie pięciu. Takimi liczbami operują, a każda jest mniej więcej w moim wieku, czyli okolice 25 lat. Czy to jest norma?
Wychodzi na to, że tak i ja się w niej zupełnie nie mieszczę. Przy okazji tych opowieści dziwnej treści postanowiłam zrobić sobie rachunek sumienia. Musiałam się skupić i dobrze to przemyśleć, bo w przeciwieństwie do nich - na palcach jednej ręki tego wszystkiego nie policzę. W sumie nawet u stóp by mi zabrakło.
Mój wynik to przynajmniej 21. Może 1-2 pominęłam.
Czy tak to powinno wyglądać? A może jednak nie ma się czego wstydzić? W końcu zaczęłam mając 17 lat, a przez 8 mogło się trochę tego zebrać. Statystycznie 2,5 na rok, więc chyba nie jest źle? Zastanawiam się nad tym od kilku dni i nie znam odpowiedzi. Trochę mi wstyd, ale zaczynam wątpić, czy jestem normalna. To już zakrawa o rozwiązłość.
Może nawet odczuwam wyrzuty sumienia, bo przecież nie musiałam tak często zmieniać partnerów. W niektórych przypadkach chyba nawet niespecjalnie tego chciałam - po prostu poszłam na żywioł bez zastanawiania się nad konsekwencjami. Cud, że nie zostałam po drodze samotną matką.
Chciałabym umieć to ocenić. Sama nie daję rady, więc może mi coś podpowiecie? Ciężko żyć z myślą, że być może jestem degeneratem, tylko do tej pory nie zdawałam sobie z tego sprawy.
Lena
Zobacz również: LIST: „Nie wierzę, że przeciętna 20-latka miała tylko kilku partnerów”