Wszyscy mówią, że to najgorszy rok od wielu lat, ale chyba mało kto ma takiego pecha, jak ja. Zostałam sama. Z dziećmi, problemami i długami, których prędko nie spłacę. Żyję w ciągłym strachu, bo naprawdę nie wiem, co przyniesie każdy kolejny dzień. Biorąc pod uwagę moją sytuację, to raczej nic dobrego.
Zobacz również: Większość Polaków chce likwidacji 500+. Ale tylko dla niektórych
Z jednej strony brakuje mi pieniędzy na przeżycie, a z drugiej nie mam możliwości zdobyć ich w inny sposób. Praca na razie nie wchodzi w grę, bo mam w domu trójkę dzieci, z których tylko jedno chodzi do przedszkola. Pozostała dwójka jest jeszcze za mała.
W normalnej rodzinie powinien być też ich tatuś, ale on po prostu się z tego wypisał.
Tak naprawdę nie wiem, gdzie się w tym momencie podziewa, co robi i jakie ma plany. Raczej nie ma w nich miejsca dla nas. Stwierdził, że ma nas dość i chce być wolnym człowiekiem, więc po prostu spakował manatki. Tyle go widzieliśmy. Zostawił mnie z niczym, a polskie urzędy działają oczywiście w swoim tempie.
Na razie mogę zapomnieć o alimentach, bo oczywiście nie mamy jeszcze rozwodu. Poza tym mam problem, żeby go namierzyć. Próbowałam rozmawiać z teściami, ale chronią synka. Zostałam mamą na pełny etat praktycznie bez środków do życia.
Ktoś powie, że wcale nie jest tak źle i państwo mi pomoże. Chyba nie mówicie o 500 plus?
Zobacz również: LIST: „Dostałam okropne mieszkanie socjalne. Nie wychowam dzieci w takich warunkach”
Dla nas w tym momencie to jedyne źródło utrzymania. W sumie 500 zł na czteroosobową rodzinę. Mam za to wszystkich wyżywić, ubrać, leczyć, zapłacić rachunki i tak dalej. Chyba nie muszę dodawać, że ciągle brakuje. To nawet nie jest połowa z tego, co potrzebowalibyśmy do normalnego funkcjonowania.
We wrześniu już w okolicach dziesiątego nie miałam praktycznie nic. Zostało mi w portfelu 50 zł, za które mieliśmy przeżyć kolejnych 20 dni. Jeszcze nie umarliśmy z głodu, ale tylko dlatego, że czasami ktoś pomoże. Kupuję na zeszyt, wyciągam od schorowanych rodziców ostatnie grosze, znajomi coś podrzucą. I tak się kręci.
A raczej leży, bo praktycznie przejedliśmy już budżet na październik. Ten, którego jeszcze nie dostaliśmy.
I czy to jest do końca sprawiedliwe? Dla osób takich jak ja 500 plus to być albo nie być. Raczej przedłużenie agonii, niż sposób na przetrwanie. Ale dokładnie tyle samo pieniędzy dostają bogaci rodzice trójki dzieci. Oni mogą sobie odłożyć, zapłacić za wakacje albo kupić coś zupełnie niepotrzebnego. Trochę to dziwne. Państwo nie stanęło na wysokości zadania.
Pieniądze rozdawane są osobom, które już świetnie sobie radzą. Przez to biedniejsi nie mogą dostać więcej, bo budżet się nie domyka. Naprawdę niefajne. Ja za 1500 zł muszę przetrwać, a ktoś inny może je wydać na konsolę do gier. Chyba nie o taką równość nam chodziło.
Mogę sobie pisać, ale wiem, że nic to nie da. Jedni mają jeszcze więcej, a naprawdę potrzebujący nadal chodzą z pustymi brzuchami. Tak jak moje dzieci, którym ciągle muszę wszystkiego odmawiać. To dobijające.
Agata
Zobacz również: LIST: „Dochodzą mnie słuchy, że to koniec 500+. Boję się o przyszłość mojej rodziny”