Trochę inaczej wyobrażałam sobie swoje życie, ale nigdy nie powiem, że żałuję poprzedniego związku. Na pewno nie był idealny, o czym najlepiej świadczy nasze rozstanie. Wychodzę jednak z założenia, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Gdyby nie eks, wtedy nie miałabym przy sobie ukochanego synka.
Zobacz również: LIST: „Chłopak nie chce mi powiedzieć, ile zarabia. Robi z tego straszną tajemnicę”
W pewnym momencie zostałam samotną mamą i raczej nie było mi z tego powodu do śmiechu. Tym bardziej, że ojciec mojego dziecka zupełnie nie stanął na wysokości zadania. Rozpłynął się gdzieś w powietrzu, nie utrzymuje z nami kontaktu i będę musiała z nim walczyć o należne alimenty.
Chciałam to sobie nawet odpuścić, kiedy poznałam nowego faceta. Myślałam, że on się o nas zatroszczy.
Nawet nie umiem tego dokładnie opisać, żeby moja sytuacja była dla wszystkich zrozumiała. Z jednej strony mam u boku kochanego partnera, który daje mi sporo szczęścia. Z drugiej - on nie bardzo angażuje się w życie mojego syna. Jest obecny, lubią się i na pewno nie dałby go skrzywdzić, ale na nic więcej nie mogę liczyć.
Oczywiście doceniam to, że odważył się ze mną związać i zaakceptował moje dziecko. To nie jest wcale takie oczywiste. Miałam tylko nadzieję, że trochę inaczej się wszystko ułoży. Że już nie będę musiała liczyć każdego grosza i walczyć o byt jednego potomka. Niby jest inaczej, ale pod względem finansowym nic się nie zmieniło.
Cały czas jestem z tym sama.
Zobacz również: LIST: „Jesteśmy razem od 3 lat, a ja nie mam dostępu do jego konta. Trochę to dziwne”
Nie zrozumiecie mnie na opak. Tu nie chodzi o to, że on ma zastąpić synowi ojca i łożyć na jego utrzymanie. Myślałam tylko, że od czasu do czasu spróbuje mnie trochę odciążyć. Do czegoś się dołoży, kupi jakąś drobnostkę, okaże swoje zaangażowanie. A tymczasem nadal wszystko jest na mojej głowie, nawet kiedy głośno narzekam.
Mój partner doskonale zdaje sobie sprawę, jak bardzo jest mi ciężko. Czasami brakuje nawet na ubrania czy leki. W każdej innej kwestii jest dla mnie wsparciem, ale do takich rzeczy z własnej woli nigdy się nie dołożył. Wspólne życie chyba powinno wyglądać trochę inaczej.
Przez całą tą sytuację mam obawy, że on jednak nie traktuje mnie poważnie.
Jeśli mamy być razem na dobre i na złe, to powinien wreszcie zauważyć także potrzeby mojego dziecka. Syn jest i będzie. Fajnie, gdyby miał odpowiedzialnego ojczyma i mógł na niego liczyć. Zamiast tego ciągle muszę się szarpać. Partner to widzi i nic z tym nie robi. Czy to jest do końca normalne? Nie wydaje mi się.
Nie liczę na drogie prezenty, fundowanie wakacji, posyłanie do prywatnej szkoły i wzięcie na siebie wszystkich wydatków. Ale chociaż drobny gest by się przydał. Wtedy nabrałabym pewności, że traktuje mnie poważnie. Że traktuje poważnie nas. Bo jak być z człowiekiem, który w pewnym sensie nie zauważa twojego dziecka? A przynajmniej jego potrzeb.
Oczywiście nie mogę o to głośno poprosić, bo od razu wyjdę na materialistkę. I to mnie boli najbardziej.
Paulina
Zobacz również: LIST: „Od pół roku siedzę na bezrobociu. Już nie chcę wracać do pracy”