Kiedy poruszyłam ten temat w rozmowie z koleżankami, wtedy usłyszałam, że średniowiecze już dawno minęło. W dzisiejszych czasach młodzi muszą radzić sobie sami i nie powinni liczyć na ciągłą pomoc rodziców. Przyznam, że to byłoby nawet pocieszające, gdyby nie jeden szczegół. Te słowa padły z ust kobiet, które mogły sobie na znacznie więcej pozwolić.
Zobacz również: LIST: „Moi rodzice mają dziewięcioro dzieci. Ludzie wytykają ich palcami”
Niektóre z nich też mają córki i to już nawet zamężne. Każda z tych dziewczyn dostała od rodziców coś na nową drogę życia. Być może nie była to ziemia, zwierzęta hodowlane czy nawet pierzyna, jak w dawnych czasach, ale i tak się obłowiły. Z tego wynika, że jednak wypadałoby wspomóc dziecko, a już zwłaszcza jedyną córkę.
Ja nie bardzo mam taką możliwość.
Córki koleżanek nie musiały nawet płacić za swoje wesela, bo mama z tatą na spółkę z teściami finansowali całą imprezę. Do tego często samochód, mieszkanie, konkretna kwota na start. Zdarzały się udziały w firmach, akcje, jakieś wartościowe rodzinne pamiątki. Nie mówię o wyjątkowych sytuacjach. Może nie nazywało się tego posagiem, ale zawsze młodzi coś dostawali.
Ja nie mogę sobie na to pozwolić z kilku powodów. Przede wszystkim - od wielu lat jestem rozwiedziona z mężem i mam na niego ograniczony wpływ. Sam do tej pory nie wpadł na taki pomysł, więc nie wypada mi niczego sugerować. Zdążył założyć nową rodzinę, więc pewnie jego możliwości i tak są ograniczone.
Mnie tym bardziej się nie przelewa.
Zobacz również: LIST: „Jesteśmy razem od 3 lat, a ja nie mam dostępu do jego konta. Trochę to dziwne”
Moja córka jest bardzo mądrą kobietą, która doskonale rozumie sytuację. Razem z narzeczonym dobrze sobie radzą i chcą sami sfinansować uroczystość. Ode mnie oczekują tylko jednego - żebym przyszła i dobrze się bawiła. To naprawdę urocze, ale moje obawy wcale nie zniknęły. Mam poczucie, że zawiodłam jako matka.
Chciałabym im dać cokolwiek. Już nawet kilka tysięcy złotych by mnie i ich urządzało. Żadnych nieruchomości na zbyciu nie posiadam, a autem sama jeżdżę starym. Tylko skąd to wziąć? Wolałabym się nigdzie nie zapożyczać, bo nie mam już 20 lat. Nie wiem czy gdziekolwiek dostanę kredyt, a nawet jeśli, to jak zdołam go spłacić.
Do wielkiego dnia został nieco ponad miesiąc.
Pod koniec września moje jedyne dziecko stanie na ślubnym kobiercu, a ja mogę mu dać tylko swoją miłość. Trochę to żenujące i pewnie jeszcze nie raz będę musiała się z tego tłumaczyć. Nie mojej córce, bo ona taka nie jest, ale wszystkim postronnym osobom. Już kilka razy musiałam zmyślać, czego ja jej z tej okazji nie dam.
Posag to może średniowieczny termin, ale jego znaczenie pozostaje nadal aktualne. Dorosłe potomstwo zazwyczaj coś dostaje. I jak ma mi nie być wstyd? Kocham córkę i oddałabym jej wszystko, ale sama niewiele posiadam. Tylko mieszkanie mogę zapisać, jednak planuję jeszcze chwilę pożyć.
Z jednej strony ten ślub będzie najszczęśliwszym dniem w moim życiu. Z drugiej - chyba najbardziej upokarzającym.
Sylwia
Zobacz również: LIST: „Przyciągam niezaradnych facetów. Bez auta, mieszkania i fajnej pracy”