To trochę staromodne określenie, ale zawsze imponowali mi ludzie, którzy mają „kręgosłup moralny”. Kierują się zasadami, są im wierni i nie tak łatwo zmieniają zdanie pod wpływem innych. Wiedzą, co jest dla nich dobre - nie muszą podążać ślepo za modą. Wydaje mi się, że właśnie taka jestem.
Zobacz również: LIST: „Chłopak nie chce mi powiedzieć, ile zarabia. Robi z tego straszną tajemnicę”
Niektórzy nazwą mnie nieżyciową nudziarą, ale co z tego? Wszystkich nie zadowolę, a przynajmniej sama ze sobą czuję się dobrze. Myślałam, że znalazłam chłopaka, który przynajmniej w części podziela moje poglądy. Do tej pory niczego na mnie nie wymuszał. Nawet jeśli nie rozumiał, to akceptował.
Po dwóch latach związku postanowił jednak przesunąć moje granice i bardzo mi się to nie podoba.
Jesteśmy ze sobą dokładnie od 26 miesięcy, a zaręczyliśmy się 1 lipca tego roku. Dość świeża sprawa, więc może jeszcze się nie przyzwyczaiłam. Nasz „układ” od początku był specyficzny, bo nie poszliśmy w ślady naszych znajomych. Im wystarczyło kilka tygodni znajomości, żeby ze sobą zamieszkać.
My od razu ustaliliśmy, że nie ma się do czego spieszyć. Oboje mamy dość duże domy i troskliwych rodziców, więc na razie możemy być związkiem „dochodzącym”. Jasne, zdarza nam się u siebie nocować, ale to co innego. Na wspólne gospodarowanie przyjdzie jeszcze czas.
Taka była i jest moja opinia, ale narzeczony chyba chciałby inaczej.
Zobacz również: LIST: „Przyciągam niezaradnych facetów. Bez auta, mieszkania i fajnej pracy”
Od dawna robił podchody, ale po zaręczynach to się nasiliło. Ciągle opowiada mi o jakichś mieszkaniach na wynajem i zachwyca się, jak cudownie byłoby nam razem. Moglibyśmy wszystko urządzić po swojemu, podawałby mi śniadania do łóżka, eksperymentowalibyśmy w kuchni i ogólnie sielanka.
Nie wykluczam, że faktycznie mogłoby to tak wyglądać. Ale ja chyba nie jestem gotowa. Teraz mamy czas i energię, które możemy sobie poświęcić. Proza dnia codziennego może nas przytłoczyć, a wtedy czar pryśnie. Nie myślę w kategoriach grzechu - po prostu wolę tak, jak jest.
Dla mnie to zdecydowanie za wcześnie.
Większość z Was pewnie nie miałoby z tym problemu, ale ja tak czuję. Wolałabym żyć po swojemu i w tempie, które mi odpowiada. Oczywiście biorę pod uwagę jego potrzeby, tylko w tej sytuacji trudno o kompromis. Albo zrobimy tak, jak on chce, albo będzie po mojemu. Boję się, że to coś pomiędzy nami popsuje.
Idealny scenariusz? Do ślubu nic się nie zmienia, a później już tradycyjnie - wspólny dom, dzieci i te sprawy. Zdecydowałam się napisać, bo jakoś na koleżanki nie mogę liczyć. One uważają, że zachowuję się dziwnie. Ale co mają powiedzieć, skoro same zamieszkały z chłopakami bardzo szybko?
Pewnie zabrzmię jak babcia, ale kiedyś naprawdę było lepiej. Na wszystko był odpowiedni moment i nikt na nikogo nie naciskał.
Aleksandra
Zobacz również: LIST: „Jesteśmy razem od 3 lat, a ja nie mam dostępu do jego konta. Trochę to dziwne”