Ta praca miała być spełnieniem moich marzeń i przez prawie 4 lata naprawdę tak było. Nie udało mi się skończyć studiów, ale jakimś cudem zatrudnili mnie w biurze. Szybko się tam odnalazłam i chociaż atmosfera była dość nerwowa, to nie narzekałam. Miałam etat i mogłam zarabiać na życie siedząc sobie wygodnie przy biurku.
Zobacz również: LIST: „Mąż wysyła mnie do pracy. Nie rozumie, że córka ma dopiero 7 lat”
Zupełnie inaczej, niż moje koleżanki w podobnej sytuacji. One wszystkie muszą harować fizycznie albo co najwyżej obsługiwać klientów w sklepach czy hotelach. Nie czułam się od nich lepsza, ale na pewno nie miałam też na co narzekać. Wydawało mi się, że chwyciłam Pana Boga za nogi.
Po zwolnieniu wpadłam w rozpacz. Miałam poczucie, że świat mi się zawalił.
Prawda jest jednak taka, że dopiero na bezrobociu poczułam się naprawdę dobrze. Może nikt mi nie płaci za siedzenie w domu, ale przynajmniej odzyskałam spokój. Nie chodzę już taka spięta, mam czas dla rodziny i koncentruję się na prawdziwych rzeczach, a nie kolejnych biurowych intrygach.
Straciłam stanowisko przez przypadek. Szef ograniczył działalność firmy i musiał się kogoś pozbyć. Ja miałam dość krótki staż w porównaniu do innych, więc stało się. Przez dobry tydzień płakałam. Straciłam swoją życiową szansę, było mi wstyd, czułam się totalnie bezwartościowa. Ta praca dawała mi poczucie, że cokolwiek ode mnie zależy.
Ale wiecie co? Od najgorszego dnia w moim życiu minęło prawie pół roku i zaczęłam go uważać za jeden z najlepszych.
Zobacz również: LIST: „Jesteśmy razem od 3 lat, a ja nie mam dostępu do jego konta. Trochę to dziwne”
Zaczęłam szukać nowego zajęcia. Wysyłałam dziesiątki CV, chodziłam na rozmowy i zawsze coś było nie tak. Albo oni nie chcieli mnie, albo ja nie byłam zadowolona z warunków. Wreszcie stwierdziłam, że zrobię sobie przerwę. Coś tam na koncie zostało, spływał zasiłek, a w razie czego mąż zadba o mnie i córkę
Wtedy odkryłam, że można funkcjonować zupełnie inaczej. Zasypiać spokojnie, budzić się bez ściśniętego brzucha i gardła, mieć czas na zabawę z dzieckiem, prowadzenie domu. Z czasem zrobiło się trochę skromniej, bo mieliśmy mniejsze dochody, ale i tak nie chciałam już tego zmieniać. Teraz jest mi lepiej.
Od kilku miesięcy nie pracuję i szczerze mówiąc, już nie wyobrażam sobie powrotu do takiego kieratu.
Okazało się, że jakoś udźwignęliśmy to finansowo. Nawet bez zasiłku dajemy sobie radę z pensją męża i 500+. Czasami trzeba zacisnąć pasa, jednak coś za coś. Nareszcie czuję się pełnowartościową żoną i mamą, która prowadzi dom. Wcześniej byłam tu tylko z doskoku, a myślami i tak w tym nieszczęsnym biurze.
Zaczęłam słuchać swoich prawdziwych potrzeb, a nie tego co wypada i już wiem - dopiero teraz czuję wolność. Praca mnie ograniczała. Chyba nic dziwnego, że na razie nie mam zamiaru do niej wracać. Nawet przestałam szukać, a mąż wcale się nie upomina. Widzi czysty dom, zadowoloną córkę i mój uśmiech.
Może ja się do tego po prostu nie nadaję i powinnam poświęcić życie rodzinie? W tej chwili nie widzę dla siebie innego scenariusza. Wiecie co? Jest mi z tym dobrze.
Wioletta
Zobacz również: LIST: „Chłopak nie chce mi powiedzieć, ile zarabia. Robi z tego straszną tajemnicę”