Nie wiedziałam, że życie po ślubie może się tak zmienić. Wszyscy mówili, że to tylko papierek, który tak naprawdę niewiele wnosi, a formalizacja związku jest gestem bez większego znaczenia. Nie można oczekiwać cudów. To taki sam związek, jak wcześniej, tyle że potwierdzony urzędowo. I takie też było moje nastawienie.
Zobacz również: LIST: „W Polsce trudno być bezdzietną singielką. Nikt się z nami nie liczy”
Wyszłam za mąż jako pierwsza z grupy moich znajomych. Oczywiście z miłości, ale też po to, żeby zadowolić naszych rodziców i ułatwić sobie kilka spraw. Chłopak ten sam od lat, a jedyna różnica polegała na tym, że mogłam nazywać go swoim małżonkiem. Zorganizowaliśmy wesele, bo tak wypada i w sumie marzyła nam się duża impreza.
Dopiero z czasem zrozumiałam, jak ważny był to dla nas krok.
Pewnie uznacie, że filozofuję i przesadzam, ale małżeństwo jednak zmienia wszystko. To zupełnie nowy związek i ludzie też inaczej cię traktują. Nawet jeśli nie macie jeszcze dziecka. Mąż i żona brzmi po prostu dumnie. Człowiek zupełnie zmienia swoje priorytety i jakoś trudniej mu się dogadać z singlami.
Wiem, że dla niektórych może to zabrzmieć dziwnie, ale ja naprawdę lepiej czuję się teraz w towarzystwie mężatek. Należymy do tego samego klubu i łączy nas niewidoczna nić porozumienia. Panny żyją w zupełnie innym świecie, dlatego musiałam zweryfikować wiele moich dotychczasowych przyjaźni.
Niektóre zdążyły się rozpaść.
Zobacz również: LIST: „Przyciągam niezaradnych facetów. Bez auta, mieszkania i fajnej pracy”
Nawet jeśli one były w związkach, to i tak nie mogłyśmy dojść do porozumienia. Zwłaszcza wtedy, kiedy wyśmiewały moje podejście do małżeństwa. Ciągle słyszałam: wyluzuj, nie jesteś własnością swojego męża. Możesz robić wszystko i nie musisz tak przejmować się jego zdaniem. Imprezuj, rób swoje i bądź dalej spontaniczna.
Bycie singlem kojarzy mi się z pewnego rodzaju lekkomyślnością. Takiemu człowiekowi rzeczywiście jest wszystko jedno. Jeszcze nikomu nie przysięgał miłości do grobowej deski, więc ma dziwny stosunek do wielu spraw.
Ja prowadzę dom, mam mnóstwo przyziemnych problemów, dbam o męża, nie wszystko mi wypada. Niezaobrączkowane koleżanki nie potrafią tego zrozumieć.
Kiedyś też taka byłam, ale po ślubie moja perspektywa zupełnie się zmieniła. Jestem w formalnym związku, o który każdego dnia trzeba walczyć. Inaczej nic z tego nie będzie i skończę jako rozwódka. A mam zupełnie inny plan - chciałabym kiedyś świętować kolejne rocznice. To oczywiście nie dzieje się samo, bo człowiek musi się zaangażować.
Jakoś nie bardzo wypada mi szlajać się po imprezach, gadać o innych facetach i zaniedbywać obowiązki domowe. Dla panny to codzienność, którą ja musiałam odrzucić w momencie składania przysięgi. Próbowałam jakoś odnaleźć się w roli jedynej żony w towarzystwie, ale nie umiem. Mam 28 lat, moje koleżanki często są grubo po trzydziestce, a i tak czuję się od nich starsza, bardziej dojrzała.
Coś za coś. Poznałam na szczęście kilka dziewczyn w mojej sytuacji i rozumiemy się bez słów. Szkoda mi dawnych znajomości, ale to po prostu nie mogło się udać.
Agnieszka
Zobacz również: LIST: „Moja przyjaźń z bezdzietną koleżanką skończyła się, gdy zostałam mamą. Już nic nas nie łączy”