Wprowadzając się do własnego mieszkania każdy marzy o wysokim komforcie życia. Przeglądając oferty na rynku nieruchomości zwracamy uwagę także na otoczenie, w którym być może przyjdzie nam zamieszkać - czy będziemy mieli blisko do sklepu, gdzie wyjść na spacer czy do kawiarni. Trzymamy też kciuki za to, aby okazało się, że za ścianą mamy sympatycznych i niehałaśliwych, za to pomocnych sąsiadów.
Zobacz również: „Podczas kwarantanny moi sąsiedzi robią gruntowny remont. Czy mogę gdzieś to zgłosić?”
Tak dla wielu osób wyglądają idealne warunki do życia na swoim. Niestety rzeczywistość bywa inna, o wiele bardziej brutalna. Nierzadko dopiero po fakcie okazuje się, że w mieszkaniu, do którego właśnie odebraliśmy klucze, raczej nie zaznamy ciszy i spokoju. Tak jak Paulina, której blok sąsiaduje bezpośrednio z przedszkolem. Hałas zwyczajnie nie daje jej żyć.
Fot. iStock
“Trzy lata temu wreszcie wprowadziłam się do małego, ale własnego mieszkanka na osiedlu średniej wielkości. Poza okazjonalnymi imprezami właściwie nie miałam na co narzekać. Aż pewnego dnia w budynku dokładnie naprzeciwko mojego otworzyło się małe prywatne przedszkole. Moje okna wychodzą idealnie na podlegający mu plac zabaw. I tak właśnie zaczął się mój horror, który trwa właściwie nieustannie, ale najgorzej jest właśnie teraz, w okresie letnim, gdy temperatury są wysokie. Od samego rana horda dzieci biega po placu zabaw, rzuca zabawkami i krzyczy wniebogłosy. Gdy jedna grupa wreszcie wraca do budynku, cisza trwa zaledwie przez ok. 10 minut, bo zaraz jej miejsce zajmuje następna grupa. Ta sytuacja powtarza się parokrotnie w ciągu dnia – bo korzystając z pięknej pogody dzieci bawią się na świeżym powietrzu.
Oczywiście jest to dla mnie zrozumiałe - w końcu sama kiedyś byłam dzieckiem i sama uwielbiałam bawić się na placu zabaw. Natomiast to, czego nie jestem w stanie zrozumieć, to że nikt nie liczy się z nami, mieszkańcami. Przedszkolanki ewidentnie nic nie robią sobie ze wrzasku, który jest po prostu nie do zniesienia. Czym innym jest przecież pokrzykiwanie do siebie w trakcie zabawy, a czym innym zwykłe, kolokwialnie rzecz ujmując, darcie się, żeby zwrócić na siebie uwagę. Jednak ani razu nie słyszałam, aby opiekunki zwróciły uwagę któremuś z dzieci. Rozumiem, że trudno jest zapanować nad taką gromadką kilkulatków, ale one nawet nie starają się tego zrobić.
Tymczasem mieszkańcy, w tym ja, musimy żyć w tym hałasie. W czasie pandemii jest o wiele gorzej. Na początku był spokój, bo przedszkola były nieczynne, ale po odmrożeniu ośrodków opieki wszystko wróciło do normy. Z tym że dla nas, wciąż pracujących dzień w dzień z domu, sytuacja znacznie się pogorszyła. Non stop siedzimy w tym wrzasku. Owszem, zamknięte okna trochę pomagają, ale naprawdę nie da się za długo wytrzymać przy zamkniętych oknach gdy temperatury znacznie przekraczają 25 stopni. Doszło wręcz do tego, że z nadzieją sprawdzam prognozę pogody i modlę się o chłodniejszy dzień, a najlepiej deszcz – tylko wtedy mam pewność, że nie spędzę kolejnego dnia przy akompaniamencie rozwrzeszczanych dzieci. Ostatnio zastanawiam się, czy nie skontaktować się z władzami przedszkola i nie poprosić ich o rozwiązanie tej sytuacji. Myślę, że mimo wszystko można jakoś zapanować nad dziećmi i zwyczajnie przypominać im o tym, że bawią się w bezpośrednim sąsiedztwie bloków mieszkalnych. Moim zdaniem to naprawdę da się załatwić - w końcu wystarczy po prostu szanować siebie nawzajem”.
Paulina, 32 lata
Zobacz również: LIST: „W akcie desperacji napisałam anonim do sąsiadów. Ich dzieci zakłócają ciszę”