Wiem, że organizacja wesela to zawsze ogromny stres, ale mnie to wszystko wyjątkowo dało w kość. Zwłaszcza w aktualnej sytuacji i tej ciągłej niepewności. Tak naprawdę do ostatniego momentu nie wiedziałam, czy będzie mogło się odbyć. Już nawet rozglądałam się za terminami w 2021 roku.
Zobacz również: Ślub kościelny droższy niż kiedykolwiek. „Post-pandemiczni nowożeńcy” będą musieli słono zapłacić
Obostrzenia zmieniły się dosłownie w ostatnim momencie. Kilka dni później musiałabym wszystko odwołać. Znam parę, która i tak to zrobiła, bo obawia się przyjmować gości w takich warunkach. Ja wychodzę z założenia, że jeśli coś jest dozwolone, to nie powinno specjalnie szkodzić. Decyzje podejmują chyba odpowiedzialni ludzie.
Plan jest nadal aktualny - w połowie lipca mamy powiedzieć sobie „tak”. Całej reszty nie jestem w stanie przewidzieć.
Goście byli na tyle taktowni, że w czasie kwarantanny nie zawracali mi głowy swoimi wątpliwościami. Czekali na nasz ruch. Zastanowiliśmy się i postanowiliśmy już niczego nie zmieniać. Trzymamy się daty ustalonej ponad rok temu. Ksiądz jest gotowy udzielić ślubu, a sala weselna na nas czeka.
Jeszcze tydzień temu byłam naprawdę dobrej myśli, ale nagle coś zaczęło się dziać. Najpierw jeden telefon z przeprosinami, bo kuzynka z mężem jednak nie dotrą. Później kolejni znajomi. Do tego momentu lista skurczyła się o kilkanaście nazwisk, a obawiam się, że to wciąż nie koniec. Zupełnie tego nie rozumiem.
Przecież nie robimy niczego nielegalnego. Impreza na 120 osób może się normalnie odbyć.
Zobacz również: Od 1 czerwca trudniej będzie wziąć ślub. W życie wchodzą kontrowersyjne przepisy
Mam wrażenie, że nasz ślub padł ofiarą nie koronawirusa, ale zupełnie nieuzasadnionej histerii. Przecież to oczywiste, że problem nie zniknie z dnia na dzień. Podobno ma być z nami przez wiele lat i po prostu trzeba się przyzwyczaić. Przy okazji zachowując wymagane środki ostrożności.
Chcemy zrobić wszystko, żeby goście dobrze się bawili i czuli się u nas bezpiecznie. Jeśli pogoda dopisze, a mamy na to ogromną nadzieję, wtedy przeniesiemy część wydarzeń na zewnątrz. Obiekt ma spory taras i ogród, w którym można zorganizować rożne konkursy, tańczyć, nawet jeść i wznosić toasty.
Ograniczymy do minimum przebywanie w zamkniętym pomieszczeniu. Będą też dostępne środki odkażające.
Szkoda, że niektórzy nie są w stanie tego docenić i tak bardzo nas teraz ranią. Za chwilę lista gości skurczy się poniżej 100 osób, a w tej sytuacji przestanie się to wszystko opłacać. Przecież na takiej imprezie zagrożenie jest mniejsze, niż w czasie codziennych zakupów. Sami swoi, można zachować dystans i w razie czego łatwo wykryć ognisko choroby.
Ja nigdy bym się w takiej sytuacji nie wycofała, bo wiem, jak organizatorom na tym zależy. Nie można dać się zwariować. Bo czy ktoś zagwarantuje, że latem 2021 problemu nie będzie? Raczej nie, bo wszyscy wieszczą drugą, trzecią, dziesiątą falę. Trzeba jakoś żyć i dostosować się do nowych okoliczności.
Boję się odbierać telefony i kolejne wiadomości o podobnej treści: nie damy rady przyjść. Gdybyście chcieli, to byście dali. Po prostu wymiękliście i miejcie odwagę się do tego przyznać.
Ilona
Zobacz również: „To nie tak miało wyglądać”. Nowożeńcy pokazali zdjęcia ze ślubu w czasie epidemii