Mam 28 lat i cały czas jestem sama. Niektórzy mogą sobie pomyśleć, że nikt mnie nie chce, bo jestem jakaś wybrakowana. A to zupełnie nie tak. Powodzenie mam i to całkiem spore, ale przyciągam facetów, którzy po prostu mnie nie interesują. Większość z nich można określić mianem dużych dzieci. Czasami wyglądają nawet męsko, ale zupełnie się tak nie zachowują.
Zobacz również: LIST: „W Polsce trudno być bezdzietną singielką. Nikt się z nami nie liczy”
W pewnym sensie jestem trochę staroświecka, bo nie lubię dominować. To nie ja mam nosić w związku spodnie. Chcę poczuć się zaopiekowana, a to naprawdę trudne, gdy koleś z niczym sobie nie radzi. Nie szukam milionera, który będzie mnie rozpieszczał i we wszystkim wyręczał. Zależy mi na drobnych rzeczach.
Niech ma fajną pracę, mieszkanie, auto i głowę na karku.
Z tym niestety jest coraz gorzej. Nawet jeśli ktoś wpadnie mi w oko, to szybko okazuje się, że nie jest dla mnie partnerem do rozmowy. Bo o czym tu gadać z chłopakiem, który mieszka z mamą, jeździ komunikacją miejską, nie potrafi odłożyć ani grosza i ogólnie niewiele sobą reprezentuje? Nie mam zamiaru nikomu matkować, ani martwić się o wszystko.
Najbardziej w płci przeciwnej imponuje mi właśnie zaradność. Facet w moim wieku ma zachowywać się jak dorosły człowiek, a różnie z tym niestety bywa. Gdybym kogoś takiego spotkała, to nawet nie patrzyłabym za bardzo na wygląd i inne kwestie. Niech umie zadbać o siebie i o mnie, a wtedy na pewno się dogadamy.
Tylko ja naprawdę nie mam z czego wybierać…
Zobacz również: LIST: „Nie wierzę, że przeciętna 20-latka miała tylko kilku partnerów”
Raz dałam szansę takiemu dużemu dzieciakowi i przyznam szczerze, że strasznie się męczyłam. Na randki jeździliśmy tramwajem. Nawet nie mogłam zostać u niego na noc, bo na 40 metrach kwadratowych mieszkał z mamą, kotem i babcią. Przez 3 miesiące znajomości kilka razy zmieniał nawet pracę. Podobno każda kolejna go nudziła, ale chyba to oni z niego rezygnowali.
Jak przy takim człowieku kobieta ma się poczuć bezpiecznie? Ja nie potrafiłam. Byłam w ciągłym napięciu i wreszcie musiałam to przerwać. Powiedziałam mu wprost, że mamy różne oczekiwania od życia, więc nie pasujemy do siebie. Wjechałam mu trochę na ambicję, ale uważam, że wyświadczyłam mu w ten sposób przysługę.
Kolejnych dokładnie sprawdzam, zanim do czegokolwiek dojdzie.
Na razie bez skutku, bo ten mój wymarzony zestaw praca + mieszkanie + auto to dla niektórych widocznie zbyt wiele. A przecież nie chodzi o to, że jestem materialistką i w związku chcę się obłowić. Zupełnie nie w tym rzecz. Potrzebuję tylko poczucia bezpieczeństwa. I faceta, który będzie w moich oczach męski.
O to trudno, gdy koleś w okolicach trzydziestki nawet sam sobie obiadu nie ugotuje, bo twierdzi, że mamusia robi to najlepiej. Jest uzależniony od pomocy innych, a pod względem finansowym zupełnie niczego sobą nie reprezentuje. Nie nazwałabym tego wygórowanymi oczekiwaniami. Przecież ja szukam potencjalnego męża, a jak z kimś takim budować rodzinę…
Albo mam wyjątkowego pecha, albo ogólnie z nimi jest coś nie tak. Zauważyłyście to?
Klaudia
Zobacz również: LIST: „Mam 30 lat i kupiłam już 2 mieszkania. Jak się chce, to naprawdę można”