Mówi się, że prawo jazdy daje prawdziwą niezależność, wygodę i wiele możliwości. Każdy chciałby móc pochwalić się fajnym autem przed znajomymi. Moi przyjaciele z niecierpliwością czekali, aż nareszcie stuknie im 18 lat i będą mogli wybrać się na kurs, a potem jeździć własnym samochodem. Pamiętam, że niektórzy nawet przyjeżdżali nim do szkoły na lekcje. A ja?
Zobacz również: LIST: „Moi znajomi mają po 30 lat i ciągle wynajmują mieszkania. To kalectwo”
Nie rozumiem tej całej presji związanej z posiadaniem "prawka" - przecież to mój wybór, czy chcę je zrobić, czy nie. Myślałam, że ochota na samodzielność przyjdzie z czasem, ale dobiłam już do trzydziestki i żyje mi się normalnie bez tego. Nie mówiąc już o tym, ile niesie to ze sobą obciążeń.
Po pierwsze, sam kurs prawa jazdy dużo kosztuje, a i tak nie mam gwarancji, że zdam go za pierwszym razem. Poziom trudności testów po latach wzrósł i zaczynam się tego obawiać. Nie wspomnę już o oszczędnościach, jakie trzeba odłożyć, aby kupić własne auto, a potem utrzymać je, tankować i finansować ewentualne naprawy czy mandaty. Nie każdego stać na taki luksus.
Po drugie, jazda samochodem jest bardzo nieekologiczna. Ile razy powtarza się w kampaniach społecznych, aby zadbać o środowisko i od czasu do czasu przesiąść się chociaż w ZTM? Ja mieszkam w dobrze skomunikowanym mieście, i jazda metrem, autobusem czy tramwajem nie sprawia mi żadnego problemu, a nawet jest bardziej przyjemna niż tkwienie w korkach każdego dnia, ponieważ mogę poczytać ulubioną książkę, pouczyć się języka, albo odpowiedzieć na zaległe maile. Pomijam już fatalną sytuację z miejscami parkingowymi w centrum miasta... Latem chętnie wskakuję na rower i oddycham świeżym powietrzem, a do tego dbam o sylwetkę.
Zobacz również: 30 rzeczy, które powinnaś zrobić przed trzydziestką. Sprawdź, czy nie przespałaś życia
Co za bezsensowne, ograniczające wolność człowieka myślenie, że każdy musi poruszać się po mieście samochodem. Rozumiem znajomych z dalszych miejscowości, albo mieszkających na wsi, którzy regularnie dojeżdżają do pracy albo rodziny. Ale mi jest tak naprawdę dobrze! Oprócz tego lubię podróżować i brak papierów w niczym mi nie przeszkodził. Wsiadam w pociąg, samolot czy łapię stopa i docieram na miejsce. To moim zdaniem większa przygoda. W wyjątkowych sytuacjach po prostu zamawiam taksówkę. Niestety, koleżanki często docinają mi, że czekam na księcia, który będzie wszędzie mnie woził... Co z dzieckiem, lekarzem, zakupami? Spokojnie, na razie o tym nie myślę.
Na co dzień staram się nie wchodzić w ten temat, ale czasami to pytanie pada w pracy lub na rozmowie kwalifikacyjnej. Widzę od razu te oceniające spojrzenia - 30 lat na karku i brak prawa jazdy? Jak to możliwe? Znam wiele osób, które nie prowadzą pojazdów ze względów zdrowotnych lub po prostu nie lubią lub boją się... W środowisku zawodowym raczej nie jest to mile widziane, a pracodawca często wymaga kategorii B w celu większej mobilności.
Poza tym, po co na siłę mam zdawać kurs, jeżeli później i tak nie będę jeździć samochodem? Kierowca niedzielny to nie jest rozwiązanie... powinno się to robić regularnie, aby nie wypaść z rytmu. Mam jeszcze więcej argumentów, ale rzadko docierają one do kogoś i mam wrażenie, że robię na wejściu złe wrażenie. Zwłaszcza, kiedy jedziemy gdzieś ze znajomymi i spada mi cała pewność siebie. Czasami jestem wdzięczna za to, że urodziłam się kobietą, bo jako mężczyzna pewnie miałabym przerąbane.
Czy to naprawdę aż taki wstyd?
Matylda
Zobacz również: LIST: „Nie wierzę, że przeciętna 20-latka miała tylko kilku partnerów”