Co chwilę wprowadzane są nowe ulgi i zasiłki, a kolejnym grupom społecznym żyje się podobno lepiej. Tak się zastanawiam - a gdzie w tym wszystkim jestem ja? Od dawna czekam na coś dla siebie i na razie nic z tego nie wynika. Płacę takie same podatki, nikt mi niczego nie daje, ani nie ułatwia. Dlaczego? Chyba musiałam komuś podpaść.
Zobacz również: LIST: „500 zł na każde dziecko działa! Wszystkie moje koleżanki chcą zajść w ciążę”
Moim największym przewinieniem jest chyba to, że miałam czelność nie wyjść jeszcze za mąż. Nie urodziłam też dziecka, więc jestem podwójnie przegrana. Pracuję, staram się, a tu żadnej nagrody. Czuję się wręcz karana za swoją niezależność i to jest w tym wszystkim najsmutniejsze.
Przecież tak łatwo to zmienić. Wystarczyłoby założyć rodzinę.
Problem polega na tym, że na razie nie planuję i na żadną pomoc się nie zapowiada. Słyszałam wręcz o pomysłach wyższego opodatkowania singli. Masz inny pomysł na siebie? Płać więcej. Osób w mojej sytuacji się nie wspiera, a niektórzy chcieliby nas wręcz karać. W takich momentach naprawdę czuję się jak jakiś darmozjad.
Mam więcej, niż 25 lat, więc z PIT-u nikt mnie nie zwolni. Na 500 plus też nie zasłużyłam. Ale na podwyżki w sklepach i mnóstwo utrudnień administracyjnych już tak. Nikogo nie interesuje, jak sobie poradzę w życiu, bo widocznie jestem obywatelką drugiej kategorii. Faworyzowane są rodziny - im większa, tym lepsza.
Nie mówię, żeby im coś odbierać. Ale kiedy znajdzie się coś dla nas?
Zobacz również: LIST: „Dochodzą mnie słuchy, że to koniec 500+. Boję się o przyszłość mojej rodziny”
Jestem w takim wieku, że chciałabym wreszcie kupić mieszkanie. Ciągle pojawiają się jakieś nowe programy - mieszkanie dla młodych czy inne mieszkanie plus. Oczywiście żaden z nich nie jest dla mnie, bo po co pomagać bezdzietnej singielce? W domyśle - radź sobie sama, bo na pewno cię stać. Efekt jest taki, że płacę majątek za wynajem i nie mam żadnych perspektyw.
O jakiejkolwiek pomocy państwa bym nie pomyślała, to limity zawsze ułożone są pod rodzinę. Jedna osoba na nic się nie łapie. Małżonkowie mogą się wspólnie rozliczać i mają ulgi, na dziecko też coś zawsze skapnie. I skąd na to wszystko brać?
Finansują to osoby w mojej sytuacji, a myślę, że jest nas całkiem sporo.
Nie twierdzę, że zasługuję na order i specjalne traktowanie, ale gdzie podziała się sprawiedliwość? Obywatele dzieleni są na lepszych i gorszych. Innym się daje, a mnie zabiera ponad połowę pensji w postaci różnych danin. Moim zdaniem to kiepska strategia. Takich ludzi jak ja też wypadałoby wspierać.
Może nie stworzyliśmy jeszcze „podstawowej komórki społecznej”, ale ciężko pracujemy. Mamy czas i siłę przebicia. To my zmieniamy świat, siedzimy po godzinach i chcemy więcej. Z mężem i trójką dzieci nie jest to już takie proste. I chyba z tym mam największy problem. Zamiast docenić nasze zaangażowanie, to rzuca się kolejne kłody pod nogi.
Ja też chcę płacić niższe podatki i kupić sobie mieszkanie. Tylko, że mnie nikt nie faworyzuje.
Dagmara
Zobacz również: LIST: „Wzięłam kredyt na 30 lat, a cwana koleżanka dostała mieszkanie socjalne za darmo”