Coraz częściej słyszę, że w aktualnej sytuacji uczniowie nie wiedzą, na czym tak naprawdę stoją. Nieznany jest dokładny termin egzaminów, szczegóły klasyfikacji, kiedy rozdanie świadectw, co z wakacjami i ogólnie jedno wielkie zamieszanie. Rzadko się o tym mówi, ale nauczyciele jadą na tym samym wózku. My też niczego nie jesteśmy pewni.
Zobacz również: Oto, co powinno umieć Twoje dziecko, gdy idzie do 1 klasy. MEN podaje oficjalne wytyczne
Z ministerstwa i kuratorium docierają do nas sprzeczne informacje, co akurat wcale mnie nie dziwi. Jeszcze nigdy system edukacji nie musiał mierzyć się z tak ogromnym wyzwaniem. Oficjalnie mówi się, że wszystko jest pod kontrolą, nauka trwa i jakoś to będzie. Muszę przyznać, że nie jestem aż taką optymistką.
Nie ma co udawać, że nic się nie dzieje. Potrzebne są odważne decyzje, które nie wszystkim się spodobają.
Im dłużej trwa zdalne nauczanie, tym jestem większą zwolenniczką powtórzenia trwającego roku szkolnego. Niemal na pewno dzieci nie wrócą do szkół w tym semestrze, a program trzeba jakoś zrealizować. Nikt nie jest przygotowany do kilkumiesięcznego e-learningu, który coraz bardziej przypomina fikcję. Uczniowie udają, że się uczą, a nauczyciele udają, że mają im coś do przekazania.
Jestem wychowawczynią jednej z ostatnich klas podstawówki, a równocześnie uczę dwóch przedmiotów i wiem doskonale, jak to w praktyce wygląda. Codziennie słyszę tłumaczenia o zepsutym komputerze albo awarii internetu i nic nie mogę zrobić. Nikt w Polsce nie jest zobowiązany do posiadania nowoczesnego sprzętu i szybkiego łączą.
Nie ma też pewności, kto tak naprawdę rozwiązuje te wszystkie zadania.
Zobacz również: Nauczycielce puściły nerwy. Wyznała, jak straszni potrafią być uczniowie
Moim zdaniem na odległość można sobie luźno porozmawiać, ale prawdziwa nauka to coś zupełnie innego. Jestem przekonana, że kiedy za kilka miesięcy spotkamy się w klasie, to nikt niczego nie będzie pamiętał. Z materiałem trzeba będzie jednak iść dalej, bo czas goni. Powiem szczerze - to się po prostu nie może udać.
Aktualny rok szkolny należałoby uznać za stracony, stąd moja propozycja. Uważam, że we wrześniu wypadałoby powtórzyć cały drugi semestr. A co dalej? Pewnie nic, bo eksperci już teraz wieszczą drugą falę epidemii, więc znowu utkniemy w domach i przepadną nam kolejne miesiące. Trzeba wziąć to poważnie pod uwagę.
Stracimy rok, ale trzeba się z tym pogodzić. Dotknie to wszystkich, więc przynajmniej będzie sprawiedliwie.
Jeśli nie tak, to jak inaczej? Od ucznia będzie wymagany cały materiał, którego fizycznie nie był w stanie przyswoić. Kilka miesięcy przestoju w tym roku, prawdopodobnie powtórka z rozrywki w przyszłym, więc nie ma co udawać, że nic się nie dzieje. Wyjątkowa sytuacja wymaga wyjątkowych i odważnych rozwiązań, a według mnie to jedyny sensowny plan.
Chciałabym tego wszystkiego uniknąć, ale nie widzę innej możliwości. Niektórym się wydaje, że chwila przestoju to żaden dramat. Ale jeśli potrwa dłużej i będzie się powtarzać, wtedy cały system wreszcie padnie. Dzieci będą miały takie braki, że każde popołudnie musiałyby spędzać na korepetycjach, a chyba nie o to chodzi.
Rok szkolny 2019/2020 trzeba spisać na straty i żyć dalej. Mówię to jako nauczycielka i mama dziecka w wieku szkolnym.
Iwona
Zobacz również: LIST: „Wakacje muszą zostać odwołane. Chyba każdy rodzic przyzna mi rację”