Każdej z nas zdarza się czasem powiedzieć w emocjach o kilka słów za dużo. Kłótnie z partnerem to przykra, ale niekiedy potrzebna forma komunikacji, aby rozładować nagromadzone napięcie. Kiedy jednak nagminnie zdarza się, że ukochana osoba nas rani, a przy tym zapewnia o swoich uczuciach - czy na pewno wszystko jest w porządku? I czy można wybaczać takie zachowanie w nieskończoność?
Zobacz również: „Jestem singielką. Ciężko znoszę kwarantannę…”
Ewelina nie do końca wie, jak określić swój problem. Odnosi wrażenie, że nieświadomie rani najbliższe osoby. Dobrze je zna, więc trafia w ich najczulsze punkty. Zdarzają się wyzwiska, poniżenia, przykre komentarze... A przecież darzy te osoby prawdziwym uczuciem. Wśród nich jest również partner Eweliny, którego imienia nie zdradza.
Nie rozumiem, dlaczego w złości tak łatwo przychodzi mi zadawanie ran najbliższym. Podczas kłótni dosłownie tracę hamulce. Drobiazg potrafi wyprowadzić mnie z równowagi. Brzydzę się tego, co robię i w konsekwencji strasznie cierpię - wyznaje na forum Ewelina.
Zobacz również: „Mam 26 lat i bardzo dobrze zarabiam. Nie wszyscy cieszą się moim szczęściem”
Dziewczyna skarży się, że jest już na granicy wytrzymałości, nie mówiąc o jej rodzinie. Bardzo zależy jej na związku i nie chce stracić ukochanego partnera, który i tak jest bardzo cierpliwy.
Jak to możliwe, że jestem kochającą i dobrą osobą, a gdy coś mnie zdenerwuje, zamieniam się w potwora? Nie jestem złym człowiekiem, kiedyś nie byłam taka okrutna w stosunku do innych, nienawidzę ranić. Czy to może mieć związek z ojcem alkoholikiem i wspomnieniami z dzieciństwa? Do tej pory nie wpływały one na moje relacje...
Zobacz również: LIST: „Wakacje muszą zostać odwołane. Chyba każdy rodzic przyzna mi rację”
Ewelina martwi się, że mogą to być objawy nerwicy albo depresji. W tej chwili jednak nie stać jej na wizytę u profesjonalnego terapeuty. Co jej doradzicie?