Epidemia koronawirusa odbija się negatywnie nie tylko na naszym zdrowiu fizycznym, ale także na naszej psychice. Odcięci od rodziny i znajomych musimy siedzieć zamknięci w domach i czekać na to, aż pandemia przestanie nam zagrażać. Jeśli mamy żonę, męża, dzieci lub współlokatorów, odcięcie od świata zewnętrznego jest łatwiejsze do zniesienia. Jeśli jednak mieszkamy samotnie i jedyny kontakt, jaki mamy z bliskimi, to ten przez Internet, sytuacja jest jeszcze trudniejsza.
Kasia to jedna z tych osób, które kwarantannę przechodzą same. Jak pisze w swojej wiadomości do nas, jest jej coraz trudniej.
Polecamy także: LIST: „Wakacje muszą zostać odwołane. Chyba każdy rodzic przyzna mi rację”
„Od kilku dni jestem w totalnym dołku psychicznym. Boję się włączać programy informacyjne w telewizji, bo widzę tam ciągle coraz mniej optymistyczne wiadomości. Liczba zakażonych rośnie, na COVID-19 umierają nawet ludzie po 30-tce, bezrobocie galopuje, gospodarka pada. I końca tego koszmaru póki co nie widać. Nie wiadomo, jak długo potrwa jeszcze kwarantanna. Nie wiadomo też, kiedy wirus minie i znowu zrobi się bezpiecznie.
Należę do tych osób, które siedzą w domu i nie wychodzą bez potrzeby. Skoro lekarze apelują o to, żeby dla własnego bezpieczeństwa zamknąć się w czterech ścianach, tak właśnie robię. Mam nadzieję, że dzięki temu liczba zakażonych zmaleje lub chociaż zacznie przyrastać w wolniejszym tempie. Problemem jest jednak dla mnie moja samotność.
Mieszkam sama, bo w zeszłym roku rozstałam się z chłopakiem. Od tamtego czasu nie zbudowałam z nikim nowej relacji. Byłam na kilku randkach, ale nie wyszło z nich nic poważnego. 2020 rok miał należeć do mnie. Chciałam podróżować, poznawać nowe osoby, zakochać się w wzajemnością, a tu niespodzianka: koronawirus.
Moi rodzice mieszkają daleko, a ja nie mam samochodu, żeby do nich pojechać. W autobus nie wsiądę, żeby nie złapać od nikogo przypadkiem wirusa. Nie boję się o siebie. Chodzi mi o to, że gdybym ja została zarażona, a ode mnie zaraziliby się moi rodzice, to dla nich COVID byłby o wiele groźniejszy. Nie chcę ryzykować, więc po prostu często do siebie dzwonimy.
Ze znajomymi też się nie spotykam, raz na jakiś czas robimy sobie wieczorki online, ale wiadomo, że osobistego kontaktu to nie zastąpi… O randkach nawet nie wspomnę. W obecnej sytuacji nie wchodzą w grę.
Pewnie nie jestem jedyną osobą, której tak bardzo dokucza samotność. Może tutaj jest ktoś, kto ma dla mnie jakąś radę, w jaki sposób wyjść z dołka psychicznego. Chciałabym wierzyć, że to wszystko niedługo się skończy i wróci do normalności, ale prognozy są póki co pesymistyczne.
Podpowiedzcie, jak sobie radzicie bez bliskich ludzi obok.
Kasia”
Polecamy także: „Mam 26 lat i bardzo dobrze zarabiam. Nie wszyscy cieszą się moim szczęściem”